„ZIMNY TROP” – BEATA I EUGENIUSZ DĘBSCY | To nie jest typowy kryminał…
Nie każdy kryminał żywi się wartką akcją. Nie każdy rzuca szalonymi zwrotami akcji. Nie każdy też zaskakuje finalnym epizodem. Nie każdy kryminał okazuje się rasowym kryminałem. Gdy inne wabiki grają odpowiednio, może to oznaczać jedno – w tym niecodziennym spektaklu intryga kryminalna ma po prostu inne zadanie. Ma nawiązać z czytelnikiem żywy dialog i angażować go w poszczególne sceny tak, jakby to on był bohaterem toczących się na łamach fabuły wydarzeń. Ma skłaniać do rozbudzania własnej czujności. I takie właśnie wrażenia pozostawia na mnie Zimny trop, drugi tom cyklu kryminalnego Beaty i Eugeniusza Dębskich, którego pewne walory zwyczajnie warto docenić.
Prywatny detektyw Tomasz Winkler wciąż boryka się z dotkliwymi konsekwencjami nikczemnej sprawy znanej odbiorcom z powieści Dwudziesta trzecia, która to rozpoczyna ten osobliwy cykl kryminalny. Tym razem zlecenie przychodzi z najmniej oczekiwanej strony. To Roma Wiśniowiecka, nacechowana sarkastycznym charakterem i ubóstwiająca dobry koniak starsza pani, a przede wszystkim babcia Tomka, stawia przed wnuczkiem dość tajemnicze zadanie. Okazuje się, że z pewnego urokliwego kurortu, bez słowa znikł starszy mężczyzna – napotkany przypadkowo dawny przyjaciel babci Romy. Przez wzgląd na bliskie więzi, sprawa zaginięcia zdaje się być tym bardziej przejmująca, trudna, a przy tym naprawdę wyjątkowa. Nieustannie padający śnieg, nieprzyjemności ze strony dawnych kolegów-policjantów oraz pojawiające się nowe kobiece twarze sprawiają, że Winkler ma przed sobą mocno niecodzienne wyzwanie.
Ten spektakl nie jest pełen kryminalnych wrażeń, silne emocje nie rządzą tu czytelnikiem, a końcowy rozkład zdarzeń okazuje się zaskakująco… przewidywalny, ale mimo tych mało kryminalnych atrybutów, Zimny trop można spokojnie uznać za dobrą sztukę fabularną. Może zaproponowana akcja jest zauważalnie nieśpieszna i wyraźnie nastawiona na wielostronicowe dialogi, ale jest w tej opowieści coś, o co nierzadko trudno w innych książkach – prawdziwa dawka ludzkiego humoru. Rozmowy między Tomkiem i babcią Romą, choć odczuwalnie jest ich nieco mniej niż w pierwszym tomie, naprawdę robią świetną robotę. Ulatujący się z ich wypowiedzi sarkastyczny smak oraz słodkie rodzinne złośliwości okazują się na tyle zabawne, że odbiorca co i rusza podnosi uśmiech w trakcie lektury. Sam Winkler cechuje się swoistą przenikliwością, o którą najczęściej posądza się śledczych znanych z klasyki kryminału. I to podobieństwo bardzo mi odpowiada.
Tu nie ma zaskakujących zwrotów akcji oraz szalenie pędzącej akcji, w zamian jest dobrze przemyślana i z pewnością porządna intryga fabularna, okraszona zaraźliwą ironią oraz dużą dawką uroczych sarkastycznych docinek. Zimny trop to w moim odczuciu nie jest w ogóle kryminał, z pewnością nie rasowy, jest to raczej pełnoprawna i wyraźnie nastawiona na humorystyczne dialogi powieść detektywistyczna, którą śledzi się z niemałym zainteresowaniem. Żywa literacka przyjemność ukryta pod błędnym kryminalnym szyldem – moim zdaniem jest to przyjemność warta samodzielnego sprawdzenia. Ze względu na liczne powiązania do pierwszego tomu, polecam książkę Dębskich przede wszystkim tym, którzy znają już poprzednią sprawę Tomka Winklera.