„SUKNIA” – JENNIFER ROBSON | Kobieca. Ujmująca. Szykowna. Niepowtarzalna.

„SUKNIA” – JENNIFER ROBSON | Kobieca. Ujmująca. Szykowna. Niepowtarzalna.

Jestem nią zachwycona. Jestem nią rozemocjonowana. Jestem nią onieśmielona. Podziwiam jej unikalny szykowny styl. Rozkoszuję się jej pięknie wyhaftowanymi słowami. Żyję nią. Żyję opowieścią, która w moich oczach okazała się fabularną definicją kobiecego piękna, wrażliwości, może nawet intymności. Właśnie tak esencjonalne wyobrażenie wizualizuje mi się w głowie, gdy myślę o powieści Suknia. Opowieść o królewskim ślubie autorstwa Jennifer Robson – historii na wskroś uczuciowej, momentami bardzo trudnej i przerażającej, a przy tym tak zaskakująco spokojnej, eterycznej i kobiecej.

Tytuł tej powieści został potraktowany nieco przesadnie. Sugerując się jego zapisem, można spodziewać się bogatej relacji z niezwykłego ślubu królowej Elżbiety II, można też oczekiwać smaczków z życia rodziny królewskiej, a jednak to nie królewskie życiorysy stanowią fundament tej historii. Przypisana w tytule opowieść o królewskim ślubie, w tej niezwykle pięknej i jakże wywarzonej tradycyjnej narracji, przybiera jedynie formę swoistego tła, z pewnością nie wysuwa się na pierwszy plan. W oczach czytelnika powieść ta stanowi fabularny zarys życia trzech wyjątkowych kobiet – dwóch niesamowitych hafciarek pracujących w latach czterdziestych dla słynnego domu mody Hartnella, a także młodej Heather, dla której współczesna już podróż do Londynu, okazuje się wymownym odkryciem tajemniczej przeszłości jej niedawno zmarłej babci. Każda z tych kreacji wyróżnia się inną osobowością, innymi emocjami oraz inną historią życiową, ale każda z nich zdaje się być naprawdę wiarygodna, przekonująca, bez wątpienia potrzebna do pełnego wymiaru tej ekscytującej opowieści.

Jak ja doceniam takie książki! Fabularnie sięgające daleko w głąb burzliwej historii, dotykające brutalnych, niezrozumiałych i jakże wrażliwych czasów drugiej wojny światowej, a przy tym tak bardzo delikatne, stonowane i fascynujące zarazem. W tym przypadku nie wszystkie historie zostają wypowiedziane na głos. Bo przecież trudno się zmierzyć z bólem serca. A jeszcze trudniej zmierzyć się z bezradnością wobec niechcianego wojennego scenariusza. To właśnie tak niewyobrażalnie trudne emocje towarzyszą dwóm młodym hafciarkom. Fascynujący, choć zapewne bardzo żmudny proces tworzenia królewskiej sukni ślubnej, to oczywiście swoiste wydarzenie dla pracownic domu mody, ale to ich życiowe decyzje, wojenne wspomnienia oraz wciąż żarzące się rodzinne tajemnice, stają się najbardziej wymownym obrazem tej powieści. I nie mogłabym zapomnieć o samym Londynie! To niewyobrażalne, z jaką przyjemnością, żeby nie rzec pazernością, przemierzałam z bohaterkami ulice tego miasta. Miasta, które sama tak dobrze znam. 

Kobieca. Ujmująca. Szykowna. Niepowtarzalna. Właśnie taka jest Suknia autorstwa Jennifer Robson. To ten typ powieści, której się zwyczajnie nie czyta. Tę historię się podziwia. Tą historią się żyje. Tę historię przeżywa się wreszcie na wskroś i chłonie z należytą jej zachłannością. Jennifer Robson stworzyła naprawdę wymowny portret młodych kobiet, które wraz ze swą wyjątkową pasją oraz niezwykłą uczuciowością musiały zetrzeć się z powojenną rzeczywistością. Niesamowity proces tworzenia sukni ślubnej księżniczki Elżbiety to jedynie ekscytujący dodatek w tym poruszającym fabularnym świecie. Książkę polecam miłośnikom najważniejszych ludzkich wzruszeń, z pewnością nie tylko fanom rodziny królewskiej.

„JEJ JEST TA CZERWIEŃ” – IZABELA KAWCZYŃSKA | To się wydarzyło naprawdę…

„JEJ JEST TA CZERWIEŃ” – IZABELA KAWCZYŃSKA | To się wydarzyło naprawdę…

Tym razem fikcja szeroko obejmuje rzeczywistość, gdyż ta prawdopodobnie na zawsze pozostanie nierozpoznana – Jej jest ta czerwień to obszernie sfabularyzowany przebieg jednej z najgłośniejszych spraw o morderstwo w historii USA, która zamknięta w ramach powieści kryminalnej, okazuje się jeszcze bardziej wymowna, intrygująca, w gruncie swej procesowej nieudolności może nawet szalona. Tu nie ma przecież dowodów. Tu są jedynie podejrzenia. A jednak jest winny i jednocześnie winnego brak. Opowieść spisana przez Izabelę Kawczyńską zadziwia i wielokrotnie przewraca myślenie, a jednak przyciąga wzrok i daje się intensywnie chłonąć.

Historia zapisana na łamach tej książki zainspirowana jest wyjątkowo głośnym i przede wszystkim niewyjaśnionym od lat morderstwem, jakie miało miejsce w 1954 roku w Bay Village w Ohio. Możliwych rozwiązań było wiele, autorka zmyślnie te sposobności prezentuje, dodaje im fabularnego i zauważalnie fikcyjnego smaku, a jednak mimowolnie podkreśla, że w tej przedstawionej wizji może czaić się prawda. W końcu realny proces okiem współczesnego znawcy – laika zapewne też – był nieodwracalną sądową farsą. Mętne przypuszczenia przeciwko równie mętnym wyjaśnieniom. I to właśnie te mętne poszlaki doprowadziły do skazania. To nie była łatwa sprawa, ale pierwotne wskazanie winnego okazało się ogólnospołeczną łatwizną. Oczywistością. Tak łatwo jest przecież przypisać łatkę zła i udawać, że wrota tegoż morderstwa właśnie zostały słusznie domknięte.

Poruszona obszernie intryga kryminalna jest tu niewątpliwie mocną bazą, takim fundamentem, który spaja całą historię, ale czytelnik doświadcza przy tej opowieści znacznie więcej niż udział w śledztwie. Autorka robi bowiem coś szalonego. W zauważalnie dorodnym wydaniu historia stricte kryminalna, z pewnością mrożąca krew w żyłach i w zamiarze brutalnie panosząca się po umyśle, tutaj nabiera zupełnie innego wymiaru. Staje się piękną opowieścią. Wyraźnie nabiera cech literatury pięknej i prawdopodobnie właśnie tak może być przez wielu osądzana. Książka ta niewątpliwie urzeka bowiem swoim stylem, językiem, barwą. Jest w tym literackim kontekście zaskakująco dobra.
Równie ciekawy okazuje się wachlarz podjętych obszarów. Autorka nie poprzestaje bowiem na opisie zbrodni, celowo wychodzi poza szereg sprawy, sięga dalszych wątków, mnoży tematy, zaskakując niekiedy ich porażająco głębokim wymiarem. Niech za przykład posłużą nawiązania do nazizmu albo świadoma charakterystyka roli zwierząt, mężczyzn i wreszcie kobiet na przełomie różnych dekad. Pani Krawczyńska śmiało zahacza nawet o temat feminizmu, coraz szerzej panoszącego się nie tylko w kobiecych myślach, ale też w ich otwartych czynach. Porusza się wreszcie po lokalnej społeczności, szczególny nacisk kładąc na tych, na których w zwizualizowanej wersji zdarzeń, mógłby paść choćby ledwie uchwytny cień podejrzliwości. Przeszukuje ich umysły, szuka w nich działań, próbuje zrozumieć niezrozumiałe. A czytelnik śledzi te jakże bogate opisy i próbuje wyszarpać z nich jak najwięcej.

Ale co ważne, autorka działa nieśpiesznie, bardziej skupia się na charakterystyce, na drobiazgach, aniżeli opowiada o motywach lub realnych działaniach. Każe odbiorcy poznać każdą postać dogłębnie, nie zostawiając śladów suchej powierzchownej znajomości. Pozwala też poznać ich rodzinne skrzywienia, wzajemne nienawiści i rozczulające katastrofy, a także ich często trudne lub nieobyczajne myśli, po czym dopiero na końcu wyjaśnia popełnione przez nich, często ostateczne czyny. Czyny, które w tle głośnej sprawy dają do myślenia. I uczucia, które swą porażającą głębią do tych właśnie czynów zapewne doprowadziły. A było ich zaskakująco dużo. Może nawet za dużo, jak na tak niewielką społeczność.

I otóż trafił mi się retro kryminał z przeznaczeniem dla koneserów literatury pięknej. Coś niebywałego, nieśpiesznego, stylistycznie zachwycającego, a jednocześnie stojącego na fundamentach autentycznego procesu śledczego. Jej jest ta czerwień to książka w pełnym wymiarze zaskakująca. Mimo regularnego usypiania czujności, łatwo wychwycić w tej historii punkty zwrotne, rozkoszować się ich logiką, a następnie wpajać własnej świadomości, że ta historia rzeczywiście miała wiele możliwych rozwiązań. Ta doza niepewności panoszy się niemiłosiernie i sprawia, że powieść Izabeli Kawczyńskiej jest w moim odczuciu naprawdę mocna, intrygująca i szalenie dobrze napisana.

„CZERWONY WILK” – JEN WILLIAMS | Lepiej nie gaś świateł…

„CZERWONY WILK” – JEN WILLIAMS | Lepiej nie gaś świateł…

Znalezione niby przypadkiem ciemnobrązowe pióro, zostawiona przy nim tajemnicza wiadomość, czarne serce zdające się być zwieńczeniem przerażającego przekazu i wreszcie zagubiony ptak, zduszony bezradnością, odbijający się ślepo od ścian w obłąkańczym szukaniu odebranej zapewne niedawno wolności. Pozostawione niby fizycznie, a jednak w odmętach ludzkiej świadomości – przepowiednie nadchodzącego zła. To właśnie takie symbole stają się domeną powieści Czerwony wilk autorstwa Jen Williams, historii wywołującej dreszcze, która daje się chłonąć z zatrważająco skuteczną pazernością.

To nie jest zwykły thriller. Mocno dostrzegalne elementy grozy każą wręcz sądzić, że autorka pokusiła się tutaj o coś więcej – w mojej opinii nawet o namiastkę delikatnej powieści grozy, sprytnie zakotwiczonej w dobrze przemyślanej i z pewnością osobliwej intrydze kryminalnej. Intryga ta zbudowana jest na sprawdzonym fundamencie, jakim jest dawna tajemnica rodzinna. W tym przypadku tajemnica matki, która z nieznanych przyczyn wybrała drogę samobójstwa, pozostawiając córce przerażające odkrycie – przepełnione przyjacielską trwogą listy, jakie kobieta otrzymywała niegdyś od dawno osadzonego za kratami seryjnego mordercy – Michaela Reave’a, nazywanego w mediach Czerwonym Wilkiem. To właśnie wątek tego mordercy, a właściwie jego nieobliczalnego naśladowcy, zdaje się spajać intrygę fabularną w jedną całość. Ta intryga w odczuciu zdaje się być momentami szalona, ale z pewnością jest piekielnie dobra, osobliwa, finalnie też mocno satysfakcjonująca.

Ta historia gwarantuje jeszcze więcej. Zmyślnie zaaranżowane w niej elementy grozy, połączone z odkrywającymi kolejne karty tajemniczymi retrospekcjami, budują bowiem niebywale intensywny smak przerażenia. Odczucia te bez wątpienia wpływają na jedno – na tętniący w żyłach, odczuwalnie mroczny klimat, zahaczający o niespodziewaną aurę pierwszych wydań baśni braci Grimm oraz o intensywne zwierzęce instynkty, tak dobrze dopasowane do tytułu samej powieści. I tego smaku nie psuje nawet oderwane od rzeczywistości śledztwo, mało przemyślane pod kątem strategicznym, a przede wszystkim lakoniczne angażowanie do rozmów z seryjnym mordercą bohaterki, która nie jest do tych rozmów w żaden sposób przygotowana. Ten element może trochę boleć, szczególnie pasjonatów dobrze przeprocesowanych powieści kryminalnych, ale nie powinien wpływać na odbiór samej fabuły, na jej baśniowe ogniwa oraz bohaterów, którzy może nie staną się naszymi ulubieńcami, ale raczej dają się szybko zaakceptować, wraz ze swoimi brudnymi ludzkimi przywarami. 

Ale to było dobre, mocne i zaskakujące! Totalnie elektryzujący thriller, nasiąknięty mrożącymi krew w żyłach elementami grozy oraz czymś niebywałym – taką ledwie wytłumaczalną ludzką goryczą połączoną z niespodziewanym, zwierzęcym wręcz impulsem zła. Chociaż przebieg śledztwa wyraźnie umyka ramom realnego życia, w tej formie nie mógłby mieć odzwierciedlenia w rzeczywistości, to jednak nie przeszkadza to w zachłannej obserwacji toczących się wydarzeń. Sama intryga zdaje się być szalona, z pewnością osobliwa, mocno bazująca na rodzinnej tajemnicy. Niby czytelnik dużo dowiaduje się z retrospekcji, dużo się też domyśla, a jednak finalne rozwiązanie daje porządny zastrzyk satysfakcji. Książka warta sprawdzenia.

„SPOTKANIE W POSITANO” – GOLIARDA SAPIENZA | Czytajcie tę książkę na głos!

„SPOTKANIE W POSITANO” – GOLIARDA SAPIENZA | Czytajcie tę książkę na głos!

Nie zawsze potrzeba wielu słów, aby oczarować czytelnika. Czasami wystarczy zaledwie dwieście stron tekstu, aby obdarować odbiorcę niezwykłym przeżyciem. Jeżeli w takiej historii, z założenia fabularnej, niespodziewanie zaszyta zostanie autobiograficzna nuta, to dzieje się coś szalonego – zarysowana niemal poetyckim stylem fabuła okaże się bowiem czymś znacznie więcej. Okaże się zapisem życia, a przynajmniej jego sfabularyzowanym fragmentem. I właśnie taką książką jest Spotkanie w Positano. Opowieść namacalnie krótka, a jednak zaskakująco piękna, nastrojowa i doszczętnie zajmująca.

Ta lektura to historia niezwykłej relacji łączącej dwie kobiety z wyższych sfer. Te kobiety – tak nieśmiałe, a jednak podążające śladem własnej ciekawości – wzajemnie się odkrywają, szukają w sobie piękna, kobiecości, inteligencji, pasji i osobliwości, które razem podjęte sprawiają, że obie panie zdają się łaknąć tej relacji z każdą chwilą jeszcze bardziej. Jeszcze dosadniej, obszerniej, mocniej. Główna bohaterka, odziana w rolę narratorki, ma na imię dokładnie tak jak autorka powieści – to właśnie ten niezapowiedziany wcześniej zabieg każe sądzić, że jest to niejako historia własna Goliardy Sapienzy, niesamowitej wielbicielki kobiet, anarchistki, prekursorki gender i jednocześnie bohaterki wojennej. Może to historia nabyta jakimś pięknym doświadczeniem i ubarwiona od strony emocjonalnej, a może całkowicie zmyślona, będąca jedynie wizją, może nawet sfabularyzowanym zarysem jakiegoś snu autorki. Tu nieco czytelnikom rozjaśnia posłowie.
Goliarda samodzielnie relacjonuje większość scen, ale zdarzają się też fragmenty, w których narrację przejmuje druga bohaterka, a niekiedy, zupełnie niespodziewanie, wkrada się także narracja tradycyjna. To niełatwy w odbiorze zabieg. Wymaga porządnego skupienia. Wymaga też niczym nie zmąconej chęci. Mogłabym wręcz napisać, że tej lekturze potrzeba jednego. Trzeba ją po prostu poczuć. To niby niewiele, a jednak ta specyficzna forma relacjonowania zdarzeń może skutecznie blokować to zadanie. Jeżeli jednak się uda, to nie pozostaje nic do dodania. Wtedy już się rozumie. Już się żyje tą historią. Już się ją chłonie, z każdą stroną coraz bardziej zachłannie. Ta przeważająca narracja Goliardy pozwala odbiorcy na jeszcze więcej. Czytelnik mimowolnie bowiem nie tylko żyje niebywałą relacją dwóch kobiet, ale też chce emanować jej wyjątkowością, czułością i tak rzadko spotykaną sensualnością. Drobnym mankamentem, prawdopodobnie błędem, zdaje się być jedynie zróżnicowana forma imienia drugiej bohaterki. Raz jest to Erika, innym razem Erica – czasem nawet w tym samym akapicie użyte są dwie różne formy. Jeżeli to nie błąd, a celowe zagranie, brakuje jakiegoś uzasadnienia, sensu, przyczyny. Nie wpływa to jednak na samą historię, która dla wielu może okazać się także źródłem pięknych cytatów, często osobliwych w swym brzmieniu, a jednak dosadnych i zaskakująco trafnych. 

Ta książka to zjawisko! Niezwykle krótka, zaledwie dwieście stron tekstu, aczkolwiek mocno liryczna opowieść, z pewnością inna niż wszystkie, niebywale nastrojowa, głęboka i tak bardzo zajmująca! Chociaż specyficzna, momentami wręcz paradoksalnie zmienna narracja, może krzyżować czysto refleksyjny odbiór tej historii, to jednak warto się w niej prawdziwie zadurzyć, warto wejść w tę opowieść każdym kęsem własnej wrażliwości. Jeżeli możecie, czytajcie tę książkę na głos, a przynajmniej wyraźnym szeptem. To pozwoli Wam intensywniej przeżywać poszczególne sceny, delektować się ich empirycznym smakiem, dotykać niewidzialnych okiem emocji. To właśnie czucie tej historii okazuje się najpiękniejszym doświadczeniem, to w nim ukryty jest niepowtarzalny urok Spotkania w Positano.

„MONTEPERDIDO” – AGUSTÍN MARTÍNEZ | "Najbardziej niebezpiecznym zwierzęciem jest samotny człowiek."

„MONTEPERDIDO” – AGUSTÍN MARTÍNEZ | "Najbardziej niebezpiecznym zwierzęciem jest samotny człowiek."

Intrygujący, niepowtarzalny, mocno przemyślany i szalenie wciągający – taki powinien być dobry kryminał. Jeżeli do tego dochodzi jeszcze specyficzny, może nawet mroczny, a z pewnością osobliwy klimat małego miasteczka, jak również zróżnicowani i świadomie poruszający się po scenie bohaterowie, to jest to już prawdopodobnie perełka w kryminalnym wydaniu. I właśnie taką powieścią okazuje się debiut Agustína Martíneza – Monteperdido to kryminał wymagający, nie ma ku temu wątpliwości, ale jedocześnie naprawdę solidny, wyróżniający się i do końca pełen dramatycznego napięcia.

Unikalny małomiasteczkowy klimat to moje pierwsze skojarzenie z tym tytułem. Przeszywający duch zacienionego, momentami wręcz dzikiego fragmentu środkowych Pirenejów, a także niepowtarzalna atmosfera małego górskiego miasteczka, niby turystycznego i tym samym pozornie otwartego, a jednak odczuwalnie przenikliwego, zdystansowanego i mocno niepokojącego. To właśnie w tej małej dusznej społeczności ulokowana zostaje wyjątkowa akcja fabularna – mija pięć lat od zaginięcia dwóch jedenastoletnich dziewczynek, jedna z nich nieoczekiwanie pojawia się w lesie, cała i zdrowa, a jednak ugodzona jakimś dziwnym, niewytłumaczalnym, gryzącym wręcz nastawieniem do śledztwa. Bo sprawa zaginięcia oczywiście wraca i ponownie mnoży szum wokół tajemniczego wydarzenia.
Ta niezwykła atmosfera tworzy w duszy aurę przeszywającego niepokoju, ale Monteperdido to nie tylko zatrważający klimat, to także świetnie zarysowani i zaskakująco różnorodni bohaterowie. W tej powieści dosłownie każdy, niezależnie od przydzielonej roli, zdaje się nieść jakąś nutę tajemnicy, zdaje się coś ukrywać, a przynajmniej nie mówić wszystkiego. To właśnie te sekrety i dziwne niedopowiedzenia sprawiają, że ta mała górska społeczność okazuje się tak nieczytelna, mglista, może nawet odpychająca. Ale właśnie o takie wrażenia chodzi autorowi! Agustín Martínez wykorzystuje bowiem najlepsze możliwe sposoby, aby namieszać w głowie. Aby podstawić możliwe, czasami wręcz szalone rozwiązania i następnie pokazać, jak bardzo są one błędne. Czytelnik może jedynie dziękować – tak dobrze jest skonstruowana ta intryga. Jedno jest tylko ważne, trzeba uszanować opisowy charakter powieści, docenić wręcz szczegółowość zdarzeń i czerpać z tych detali jak najwięcej. Bo to właśnie w nich może czekać rozwiązanie zagadki. 

To było niezwykłe doświadczenie kryminalne! Specyficzny małomiasteczkowy klimat, zawiesista, mroczna wręcz aura majestatu rozchodzącego się pasma gór, a także przerażająco dobrze skonstruowana intryga kryminalna, gwarantująca regularne i z pewnością niespodziewane zwroty akcji – to właśnie te elementy czynią debiut Agustína Martíneza kryminałem solidnym i naprawdę wyjątkowym. Chociaż Monteperdido odczuwalnie wymaga czasu i koncentracji – tu każdy szczegół zdaje się mieć choćby mgliste połączenie ze śledztwem – to jednak właśnie te detale sprawiają, że w trakcie lektury czytelnikowi towarzyszy nie tylko rosnąca ciekawość, ale też trudna do oswojenia niepewność. Niepewność, która znacząco wyróżnia ten tytuł na tle innych. Moim zdaniem jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników gatunku.

„OSZUSTKA” – JANELLE BROWN | Harlan Coben zakochał się w każdej stronie tej powieści!

„OSZUSTKA” – JANELLE BROWN | Harlan Coben zakochał się w każdej stronie tej powieści!

Instagram. Miejsce zapisu wspomnień oraz uwieczniania pasji na pięknych fotografiach. Ale nie tylko. Instagram to dla niektórych ucieczka od nieprzyjemnej i mocno uwierającej samotności, a także miejsce, w którym można poczuć się lepszym i szczęśliwszym – można bowiem publicznie emanować pięknem, znajomościami i nierzadko też widocznym bogactwem. To właśnie to bogactwo staje się nierzadko pożywką dla współczesnych złodziei, czyhających po cichu wśród tysięcy nieznanych obserwujących. Taką bohaterkę przedstawia Janelle Brown w powieści Oszustka – niesamowitym thrillerze, który ma stać się fabularną podstawą dla serialu produkcji Amazon Prime z Nicole Kidman.

Autorka robi coś genialnego! Świadomie oddaje głos dwóm kobiecym bohaterkom. Jedną z nich jest Nina Ross, tytułowa oszustka, która chcąc zgromadzić środki na leczenie ciężko chorej matki, decyduje się na przeprowadzenie ostatniego w swej złodziejskiej karierze skoku. Jej celem staje się instagramowa influencerka i ambasadorka marek, Vanessa Liebling, która wyraźnie traci apetyt na próżne celebryckie życie. To właśnie Vanessa staje się z czasem drugą narratorką tej powieści. Większość scen przedstawiona jest zatem z dwóch perspektyw, czytelnik poznaje najpierw wersję jednej bohaterki, a następnie ogląda te same wydarzenia przestawione oczami drugiej. Ta naprzemienna narracja pierwszoosobowa to bez wątpienia strzał w dziesiątkę – odbiorca poznaje bowiem nie tylko suchy bieg fabuły, ale też w osobliwy sposób utożsamia się z kobiecymi postaciami, zaczyna wtapiać się w ich gęsto obsiane myśli i mimowolnie łapie się na wspieraniu każdej z nich. To prawdopodobnie jest w tej powieści najpiękniejsze – mimo, iż obie kobiety mają dużo złego za pazuchą i tym samym trudno chwalić ich decyzje życiowe, to jednak obie są na tyle intrygujące, charakterne i nieprzewidywalne, że zwyczajnie przyjemnie obserwuje się ich działania.
A dzieje się w tej książce naprawdę dużo! Zaproponowana przez Ninę Ross intryga jest tak pomysłowo obudowana, momentami wręcz szokująca, że aż trudno jej nie podziwiać. Do tego warto dodać, że jej szaleńczy plan to jedynie zalążek większej afery fabularnej. Janelle Brown naprawdę świetnie wrabia czytelnika, pozwala mu niemal zaprzyjaźnić się z bohaterkami i zrozumieć ich często skandaliczne postawy, aby niespodziewanie rzucić taką sceną, która każe zbierać przysłowiową szczękę z podłogi. Takich momentów totalnego zaskoczenia jest tu kilka, lecz muszę otwarcie przyznać jedno – na najbardziej emocjonujące i ciekawe wydarzenia trzeba zwyczajnie trochę poczekać. Charakter powieści jest bowiem odczuwalnie opisowy, Janelle Brown mocno skupia się na charakterystyce postaci, ich bogatych osobowościach, minionych doświadczeniach oraz decyzjach przeszłości, które doprowadziły obie kobiety do fabularnego spotkania. Szerokie opisy wspomnień, miejsc oraz potencjalnych zdobyczy z pewnością wpływają na tempo czytania, ale wystarczy w skupieniu dać się ponieść tym pięknym zarysom, aby docenić ich niewątpliwe walory. To właśnie dzięki nim czytelnik tak mocno odczuwa późniejsze zwroty akcji.
Janelle Brown zrobiła coś niebywałego! Pozwoliła dwóm niesamowitym kobietom dyktować przebieg tej wyjątkowej powieści. Oszustka Nina Ross oraz instagramowa celebrytka Vanessa Liebling to dwie różne osobowości, aczkolwiek obie mocno intrygujące, charakterne i nieprzewidywalne do ostatnich stron. To właśnie ich przemyśleniom oraz podejmowanym przez nie decyzjom, intryga z każdą sceną staje się coraz bardziej szokująca, momentami wręcz szalona. I nie zmieni tego odczuwalnie opisowy charakter Oszustki. Może na te najważniejsze i tym samym najbardziej ekscytujące momenty trzeba cierpliwie poczekać, autorka świadomie bowiem usypia czujność czytelnika, ale naprawdę warto – druga połowa tej historii to thriller z prawdziwego zdarzenia, który naprawdę warto przeżyć. Takiej książki po prostu jeszcze nie było!

PATRONAT MEDIALNY

Copyright © 2016 Mozaika Literacka , Blogger