„DEFICYT NIEBIESKICH MIGDAŁÓW” – AGNIESZKA ZAKRZEWSKA | Nieustannie szukająca uczuciowych namiętności.

„DEFICYT NIEBIESKICH MIGDAŁÓW” – AGNIESZKA ZAKRZEWSKA | Nieustannie szukająca uczuciowych namiętności.

To niecodzienna sztuka wkraść się do zdolnego życiorysu, aby muskając wyobraźnią luki nieznanej sobie codzienności, nadać mu piękny i przede wszystkim wiarygodny wizerunek. Agnieszka Zakrzewska podejmuje się właśnie tak finezyjnego zadania – euforycznie przedziera się przez rzeczywistość znanej poetki, wyłapuje w niej fundamentalne epizody i dopełniając ich smak fabularnie dobranymi gestami, szkicuje kształt zaskakująco ekscentrycznej kobiecości. Właśnie taki portret Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej wynurza się z niezwykle odurzającej powieści Deficyt niebieskich migdałów.

Czytelnik przemieszcza płaszczyznę tej historii z wizualnym rozrzewnieniem, doszczętnie zatraca się w odczuwalnie sensorycznej narracji pierwszoosobowej, nieustannie pozwala też zmysłom na swobodne rozkoszowanie się inscenizacyjnym artyzmem tegoż cudownego przedstawienia. Lilka samodzielnie relacjonuje bieg wydarzeń – korzystając z niewątpliwej wrażliwości samej Agnieszki Zakrzewskiej, wkrada się zatem w ekspozycję własnej młodości i przywołując kolejne sentymentalne chwile, buduje fabularną konstelację swojego życia. W oczach odbiorcy, w czasach eksplorowanego różnorodnością dwudziestolecia międzywojennego, jedna z najbardziej intrygujących polskich poetek, przybiera postać unikalnego motyla – kobiety z pewnością niebanalnej i mocno osobliwej, w zachowaniu wręcz ekstrawaganckiej, bezwstydnej i często też niekonsekwentnej, jakby żywcem zanurzonej w egocentryzmie własnej codzienności. To prawdziwa perełka korowodu ówczesnego świata, barwna charyzmatyczna dusza, która życie ewidentnie kochała całą swoją wieloznacznością. I nakreśla to nie tylko czułością własnej opowieści, ale też przemycanymi przez autorkę wierszami oraz stale towarzyszącą bohaterce sztuką malarską – bezsprzecznie wyniesioną z domu, z ukochanej rodzinnej Kossakówki, a jednak zagubioną gdzieś ukradkiem w czeluściach późniejszego życia. To poezja zdominowała rzeczywistość indywidualistki, to poezja stała się nośnikiem jej żarliwych uczuć.

Agnieszka Zakrzewska otwiera oczy na metaforę nieznanej codzienności – pod całunem ekspresyjnych wyobrażeń, w bukiecie rozkosznie aranżowanych słów, wizualizuje bowiem intymność jednej z najbardziej przenikliwych osobowości artystycznego międzywojnia. Deficyt niebieskich migdałów to sfabularyzowana rekonstrukcja życia Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej – historia śmiało nasączona sceniczną kochliwością, w odczuciu zabawna, charyzmatyczna i temperamentna, nieustannie szukająca uczuciowych namiętności. Sama poetka zachwyca wrażliwością i nieprzeciętną czułością rodzinną, jednocześnie zdumiewa ekscentrycznością oraz egzotyzmem własnej niezależności. Fascynująca powieść.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Flow

„JAK TO SIĘ STAŁO” – ANNA KARPIŃSKA | Powieść przesiąknięta intymnością dwóch zawiedzionych kobiet.

„JAK TO SIĘ STAŁO” – ANNA KARPIŃSKA | Powieść przesiąknięta intymnością dwóch zawiedzionych kobiet.

To przypadek nieprawdopodobny i w swym dramatyzmie naprawdę skandaliczny, a jednak w scenicznym spektaklu zdarzeń, matematycznie nadal brutalnie możliwy. I chociaż znacząco wgryza się otchłanie wyobraźni, każdorazowo domaga się sumiennego wyjaśnienia. Podmiana noworodków w szpitalu. Trauma, która doszczętnie zmienia ludzkie życie. Anna Karpińska uderza właśnie w tak piekielnie trudny scenariusz – na jego fundamentach łączy dwa kobiece życiorysy w jedną poruszającą całość. Tytuł Jak to się stało przybiera zatem kształt poruszającej karuzeli wrażeń, staje się także kompozycją przeżywanych fabularnie scen.

Już prolog wbija paraliżującą szpilę – jawnie obrazuje bowiem dramatyczny charakter tej powieści. To bolesna diagnoza determinuje dalszy bieg wydarzeń, to trudna do wyleczenia choroba okazuje się źródłem wstrząsającego odkrycia. Czytelnik eksploruje ten fragment z dostrzegalnym poruszeniem, zdaje się być wręcz przerażony negliżującym wydźwiękiem sceny, w której do niespełna czterdziestoletniej Natalii, kobiety życiowo zadzierającej przysłowiowego nosa, dociera przeszywająca prawda o szpitalnej pomyłce sprzed lat. Odbiorca nieuchronnie staje się powiernikiem jej emocjonalnego bólu, także jedynym świadkiem mocno plastycznych przemyśleń. Podobnie przedziera się przez prezentowaną naprzemiennie narrację Urszuli – równie wymowną i ekspresyjną, w odczuciu jeszcze bardziej przejmującą, naznaczoną wyraźną potrzebą wyzwolenia się z łask męża dyktatora – mężczyzny dosadnie egzekwującego beznamiętną rutynę małżeńskiego życia. Fabularnie wszystko zdaje się tu iść w pierwotnie zamierzoną stronę, w odbiorze okazuje się wręcz komfortowe, a jednak autorka wplata w tę opowieść akcenty zupełnie niespodziewane, dotkliwe, szokujące. Niektóre z nich definitywnie każą myślom podążać w innym kierunku, dokumentnie bowiem zmieniają wygląd tej historii.

Anna Karpińska sugestywnie narusza płaszczyznę rodzinnej rzeczywistości. Namacalnie dotyka tematu wierności i zdrady, gdzieś w otchłaniach życia drugoplanowego, wkrada się w nasączony goryczą obszar niespełnionego macierzyństwa, naostrza także rozdzierający smak starości – zobrazowany nie tylko chorobą ukochanego taty, ale też w zajadłości rodziców Uli: w toksycznych gestach ojca i w braku słów wiernie podporządkowanej mu matki. Najbardziej drobiazgowo maluje jednak portret kobiety samej w sobie – naszkicowany marzeniami dwóch strwożonych bohaterek, ich wewnętrznymi impulsami oraz klarującymi się coraz chętniej pragnieniami, zarówno tymi osobistymi, odczuwalnie przesyconymi potrzebą bycia kochaną, jak również zawodowymi, nakreślonymi chęcią samorealizacji. 

Powieść przesiąknięta intymnością dwóch zawiedzionych kobiet – dyktowana narracją matek i żon, które nie czują się komfortowo w przypisanej sobie przestrzeni życia. Jak to się stało to aliaż niewyobrażalnych zbiegów okoliczności – oparty na filarach świadomie pozorowanej przewidywalności, a jednak nasycony scenami zupełnie niespodziewanymi, finalnie wręcz mocno zaskakujący. W zapisanej tu wrażeniowo pomyłce szpitalnej, nieustannie definiuje się potrzeby złaknionego serca. To historia niesamowicie uczuciowa, poruszająca, w odczuciu intensywnie kobieca. Kreślona ewidentnie żywymi emocjami. Anna Karpińska bezsprzecznie inspiruje do refleksyjnych spacerów po własnej codzienności.
_____
Współpraca reklamowa z wydawnictwem Prószyński z S-ka

„POTEM” – KRISTIN HARMEL | Przesiąknięta mrokiem rozdzierającej tęsknoty!

„POTEM” – KRISTIN HARMEL | Przesiąknięta mrokiem rozdzierającej tęsknoty!

Śmierć rodzica to niezaprzeczalnie jedno z najbardziej traumatycznych przeżyć. Szczególnie śmierć nagła i nigdzie niezapowiedziana – tak radykalnie wydzierająca życiu możliwość godziwego pożegnania. Tak drastycznie wrzynająca się w rzeczywistość zrozpaczonej rodziny. Pozostawiająca jedynie zdekompletowaną przyszłość – niszcząca dzieciństwo, na długo rekwirująca uśmiech. I właśnie z taką historią mierzy się czytelnik w najnowszej propozycji Kristin Harmel. Potem, po tym parszywym dniu, wszystko jest jakby gorsze, uszkodzone, popsute…

Tytuł tej powieści nie jest przypadkowy, w oczach bohaterki zdaje się być wręcz niezwykle treściwy – swym przejrzystym znaczeniem nieodwracalnie kradnie przecież to, co dla młodego człowieka najważniejsze. Nieuchronnie staje się określeniem życia po paskudnym wypadku, w którym zginął jej ukochany tata. To właśnie ta niczym nieanonsowana śmierć rodzica tworzy tu źródło wstrząsających emocji – trwale zapisuje się w sercu nastoletniej Lacey, pozostawiając nie tylko ból rozdzierającej tęsknoty, ale też druzgocące poczucie winy. Bo przecież to ona kazała tego feralnego dnia na siebie czekać, to ona nie była na czas gotowa do wyjścia. To wspomnienie wraca w jej myślach regularnie, przywołując ilustracje nasączone inscenizacyjnym smutkiem, rozgoryczeniem, bezradnością. Czytelnik śledzi wydarzenia właśnie z jej poruszającej perspektywy – wkrada się zatem w dojmujący płacz jej duszy i razem z nią obserwuje pokłosie bolesnej straty. W tej rodzinie każdy szuka ucieczki samodzielnie – matka nerwowo zanurza się w czeluściach intensywnej pracy, starszy brat znajduje ukojenie w piciu, a młodszy ratuje swą obecność dotkliwym dla bliskich milczeniem. W tej mocno dramatycznej aranżacji zdarzeń, znajduje się też przestrzeń na nowe doświadczenia – na wagę nieocenionej przyjaźni, na niesamowicie ważny projekt i wreszcie na kwintesencję tej opowieści. Miłość pojawia się ukradkiem, nieoczekiwanie zagląda do zasmuconego wnętrza i swą esencjonalną akwarelą, maluje przyjemność dalszych scen.

Niesamowicie angażująca historia. Przesiąknięta mrokiem rozdzierającej tęsknoty, w przekazie emocji nadzwyczaj przenikliwa, refleksyjna i poruszająca, wyrażona intencjonalnie głosem dotkniętej tragedią narracji. W zawiesinie pogubionych nastoletnich myśli, w bukiecie mocno traumatycznych wspomnień, w zarzewiu ważnych przyjacielskich słów, dojrzewa piękno najważniejszego z uczuć – euforycznie kształtowanej miłości. Fabularnie spontanicznej, choć otulonej sceniczną nieśmiałością, a jednak coraz ofensywniej eksplorującej pokruszone serca. Kristin Harmel infiltruje destruktywny czas żałoby, aby w jego wybrakowanym scenariuszu, poszukać bohaterom prawdziwie kojącej przyszłości.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Świat Książki

„MOST POMIĘDZY SŁOWAMI” – MAŁGORZATA GARKOWSKA | Przesiąknięta goryczą powojennej nieczułości partyjnej.

„MOST POMIĘDZY SŁOWAMI” – MAŁGORZATA GARKOWSKA | Przesiąknięta goryczą powojennej nieczułości partyjnej.

Czas niespokojnej powojennej goryczy. Nasączony esencją pozorowanej wolności, w swej konspiracyjnej codzienności mocno tajemniczy i niepokojący, w sercach poturbowanych życiem obywateli nadal niesiony nadzieją oraz pięknem kojącej miłości. To właśnie tak sensoryczny klimat buduje Małgorzata Garkowska w niezwykle poruszającej powieści Most pomiędzy słowami. Kontynuacja Wyboru matki fabularnie wkracza do zaciekawionej wyobraźni, aby krocząc śladem naszkicowanych wcześniej scen, zobrazować dalszą część tej wyjątkowej sagi historycznej.

Polska Ludowa niezaprzeczalnie uwierzytelnia tu własną bezwzględność. W świetle codziennej propagandy nakazuje przybierać twarzom właściwe maski, każe mówić głosem partyjnej zgodności i poruszać się krokiem wygodnym dla władzy. Odbiorca przemierza ten scenariusz z dużą trwogą, niejednokrotnie stając się obserwatorem zdarzeń niechcianych, wręcz wizualnie brutalnych i przygnębiających, dostrzegalnie nacechowanych parszywą niesprawiedliwością. A przy tym portretowo symbolizujących surowy smak ówczesnej rzeczywistości – wyraźnie zgaszony i mocno przytłaczający, momentami wręcz jawnie odarty z resztek godności. Czytelnik doświadcza tego szczególnie w trakcie przesłuchań – scenicznie napełnionych wymownym bólem, bezkompromisowych i agresywnych, odczuwalnie budzących wrażeniową grozę. Takie epizody dokumentnie zapisują się w ludzkiej pamięci. Podobnie jak naruszony tu esencjonalnie motyw nieziszczalnego marzenia o macierzyństwie – tak upragnionym, a jednak tak drastycznie odległym. Tu ewidentnie nie miejsca na łatwe emocje, nawet bliskość zdaje się być wielokroć dyktowana strachem i niepewnością. Złaknionym bohaterom incydentalnie udaje się jednak ukraść sceny potrzebnej im namiętności – pod osłoną nocy, w zarzewiu domowej ciszy, łapią chwile na zbawienną niekiedy harmonię intymnych doznań.

Niezmiennie piękna, sugestywna i niepokojąca, inscenizacyjnie przesiąknięta goryczą powojennej nieczułości partyjnej. Most pomiędzy słowami składa się w dramatyczną sekwencję zdarzeń z udziałem znanych już kreacji – to przecież kontynuacja mocno poruszającego Wyboru matki. Historia znamiennie przygnieciona bezwzględnością władzy ludowej, osaczona przeszywającą aurą brutalnej w treści konspiracji, fabularnie zatem traumatyczna i nieobliczalna. Małgorzata Garkowska nie szczędzi trudnych emocji – niepodważalnie pozostawia w sercach żywe blizny, ale jednocześnie daje nadzieję na piękno krzepiącej miłości.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Flow
„YOU’D BE HOME NOW” – KATHLEEN GLASGOW | Dramatyczna konfrontacja z pokłosiem brutalnie trawionego nałogu.

„YOU’D BE HOME NOW” – KATHLEEN GLASGOW | Dramatyczna konfrontacja z pokłosiem brutalnie trawionego nałogu.

Walka z uzależnieniem jest niczym głucha rywalizacja z samym sobą – rywalizacja niewyobrażalnie trudna i wyczerpująca, doszczętnie ograbiona z polotu przygłuszonej prochem niedawnej codzienności. Batalia prowadzona samodzielnie w głowie zagubionej jednostki, a jednak pośrednio angażująca innych, w szczególności najbliższych – zmartwionych i nieco wystraszonych, zauważalnie jednak gotowych poruszyć niebo i ziemię, aby zainicjować potrzebne wsparcie. You’d be home now to właśnie jedna z takich sytuacji – historia rodziny zakotwiczonej w szponach nałogu. Opowieść niezaprzeczalnie piękna, zatrważająca i wymowna.

Kathleen Glasgow świadomie przedziera się przez słowa często niewypowiedziane – zakorzenia się bowiem głęboko w myślach szesnastoletniej dziewczyny, aby to właśnie jej młodym spojrzeniem portretować zaskakująco dojrzały wizerunek tej powieści. Oddając głos pogubionej Emory, pozwala czytelnikowi wejść w drastyczną szczerość jej nastoletniej bezradności – umożliwia tym samym obserwację nadzwyczaj osobistą i poruszającą, scenicznie fragmentami bolesną i zwyczajnie smutną, intensywnie nasączoną dziewczęcą wrażliwością, jednocześnie podyktowaną traumatycznym doświadczeniem. Nieszczęśliwym wypadkiem, który celem świadomego podkreślenia przez autorkę makabrycznych konsekwencji nałogu, przywoływany jest w narracji wielokrotnie. Uzależnienie brata determinuje życie tej rodziny w sposób definitywny – staje się wręcz pancerną skorupą wygłuszającą ich dotychczasową rzeczywistość, także optycznym wyznacznikiem surowych zasadach, regularnie lustrowanych przez oziębłą w kontakcie matkę. Narkotyki, alkohol, wypadek, ból, śmierć – kolaż traum w oczach spragnionej miłości szesnastolatki. Tu naprawdę nie ma przestrzeni na subtelne emocje, nawet naturalne i pozornie piękne zauroczenie, okazuje się strzałem w kruszejącą wizualnie pewność siebie. W swym obnażającym kształcie, tworzy budulec paskudnej naiwności. I niszczy ochłapy drobnych przyjemności, obrazując przy tym symbol nieobliczalnego charakteru współczesnych mediów. 

Dramatyczna konfrontacja z pokłosiem brutalnie trawionego nałogu. Historia eksplorowana przejmującą nastoletnią narracją – niesamowicie szczerą, intymną i odczuwalnie osobistą, zanurzoną wiarygodnie w głębinach dziewczęcej wrażliwości, w perspektywie czytelnika niespodziewanie dojrzałą i społecznie alarmującą. To także fabularny portret wielu obsesyjnych uzależnień – od twardych narkotyków, od fanatycznej potrzeby kontroli, od mediów społecznościowych i wreszcie od naturalnego dla każdego pragnienia bycia kochanym, tak sensorycznie wyrażonego przez młodą bohaterkę. You’d be home now to powieść autentycznie wstrząsająca – trudno o bardziej realistyczny obraz ludzkich słabości.
_____
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar

„WYTRWAŁOŚĆ DZIKICH KWIATÓW” – MICALEA SMELTZER | Miłość niesiona pokłosiem brutalnych doświadczeń…

„WYTRWAŁOŚĆ DZIKICH KWIATÓW” – MICALEA SMELTZER | Miłość niesiona pokłosiem brutalnych doświadczeń…

Niby miłość nie zna granic, a jednak regularnie posądzona jest o ich metryczne przekraczanie. Nieuchronnie podlega wręcz dyskryminacji, gdy staje się eksponatem znaczącej różnicy wieku – tak niewiele w obliczu szczerych uczuć, tak wiele w oczach zawistnie patrzącego świata. Wytrwałość dzikich kwiatów to nadzwyczaj sensualny przykład takiej relacji – opowieść niesiona goryczą bolesnych doświadczeń, a jednak zanurzona w delikatnej słodyczy bieżących zdarzeń. Tym nieco enigmatycznym tytułem Micalea Smeltzer otwiera dylogię pełną różnorodnych emocji.

Czytelnik wchodzi w ten świat z wykrzywioną świadomością – przekonany jest bowiem o mocno żarliwym i zniewalającym, wręcz czysto erotycznym wydźwięku powieści. W tym nieco kusicielskim wrażeniu mimowolnie klaruje się największe zaskoczenie – historia tej namiętności okazuje się bowiem konstrukcją zbudowaną na fundamencie niewyobrażanych doświadczeń, na obrazie boleśnie wrzynającej się traumy, która nawet doszczętnie skończona, nie pozwala o sobie zapomnieć. Pozostawia jedynie nawracający smutek, notoryczny niepokój i poczucie panoszącej się w przeżyciach niesprawiedliwości, przywołuje także przeszywające niechcianym realizmem koszmary… Tu udręka wizualizuje się z czasem, szukając odpowiedniej sceny i czekając na właściwego powiernika. Tego jedynego, który wraz ze swoją naturalną chęcią wsparcia, okazuje się przełamaniem potrzebnym dla zauważalnie dramatycznego tła. I nieoczekiwanie staje się kimś więcej – zmysłowym obiektem pożądania, przystojnym i pociągającym, choć przecież trzynaście lat starszym i dzierżącym rodzicielską dojrzałość na karku. Różnica wieku w moim odczuciu nie jest kolosalna, a jednak dostrzegalnie dywersyfikuje bohaterów, ukazana zostaje niczym autentyczna pokoleniowa przepaść – tak trudna do zaakceptowania nawet przez główne kreacje. I tym samym okazuje się fabularnie finezyjnym wyzwaniem, zakotwiczonym zuchwale w chmurze coraz bardziej pobudzających epizodów. I w deszczu spraw poruszających najczulsze struny. Brutalnie zagnieżdżona choroba nowotworowa, śmierć, przemoc domowa, krzywda wyrządzana dzieciom – odbiorca przedziera się tu przez bezmiar przygnębiająco drastycznych chwil, szczęśliwie fabularnie wyważonych, co i rusz łapie się na bezradnym ronieniu łzy, szuka też ukojenia w euforycznych wrażeniach, jakich niewątpliwie dostarczają sceniczne intymności…

Dzikie kwiaty zniewalają olśniewającym pięknem – niejednokrotnie dojrzewają w bólu, niczym miłość niesiona pokłosiem brutalnych doświadczeń. W swej nieokiełznanej chęci życia stają się wręcz zaskakująco żarliwe, z pewnością wytrwałe i niezależne. Micalea Smeltzer portretuje charakter nadzwyczaj wymownego uczucia – ogłuszającego goryczą traumatycznych scen, naznaczonego śmiercią, chorobą i przemocą wyrządzaną niewinności, zanurzonego esencjonalnie w ekspresyjnej słodyczy motywu grumpy/sunshine. Do tego spektaklu zaaranżowane zostają najbardziej sensoryczne doznania – rozdzierający smutek, autentyczne wzruszenie, czarujący uśmiech, także sceniczne pożądanie i jawnie wyeksponowana rozkosz.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Niegrzeczne
„ZŁE WYCHOWANIE CAMERON POST” – EMILY M. DANFORTH | Nastoletnia intymność zamknięta w sekwencji boleśnie konserwatywnych zdarzeń.

„ZŁE WYCHOWANIE CAMERON POST” – EMILY M. DANFORTH | Nastoletnia intymność zamknięta w sekwencji boleśnie konserwatywnych zdarzeń.

Nastoletnia młodość to niewątpliwie najbardziej odkrywczy czas w życiu człowieka. Ciekawość nabiera doświadczalnego kształtu, hormony buzują, a serce nieoczekiwanie domaga się pierwszych uczuciowych wrażeń. Ciało również podejmuje inicjatywę – zaczyna dostrzegać nieznane wcześniej pragnienia fizyczne, nieuchronnie zatem wkrada się w zmysły i za ich sukcesywną namową, pozwala zidentyfikować smak własnej seksualności. Złe wychowanie Cameron Post to fabularnie nakreślony bieg tego procesu – wizualnie obarczony okolicznościami trudnymi i zaściankowymi, jawnie bowiem narzucającymi jedyny słuszny kierunek intymnego życia.

Emily M. Danforth aranżuje swą powieść na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, w przestrzeni optycznie zamkniętej, wręcz początkowo małomiasteczkowej, społecznie natomiast bardzo konserwatywnej, radykalnie zakorzenionej w tradycjach kościelnych i osądzanej obrazowo przez brutalne sąsiedzkie spojrzenia. Jakby niewspółczesnej, a jednak współcześnie nadal boleśnie aktualnej. Nasączonej naganą i odczuwalną niechęcią, może nawet obrzydzeniem do osób przyłapanych na scenach bliskości z partnerem tej samej płci. Autorka robi tu konstrukcyjnie coś fenomenalnego i mocno treściwego zarazem – oddaje głos swej nastoletniej bohaterce, aby to właśnie w jej szczegółowej interpretacji, zasiedlić najważniejsze epizody. Bo chociaż Cameron zdaje się być dziewczyną przeciętną i niewyróżniającą się, to w oczach poruszonego czytelnika, okazuje się kreacją nadzwyczaj ważną i potrzebną. Naznaczona tragedią niewyobrażalną, w sercu młodego człowieka niezaprzeczalnie traumatyczną – śmiercią rodziców. I jednocześnie świeżo zapoznana z homoseksualną naturą własnej intymności.

Odbiorca przedziera się w jej myślach nie tylko przez okres zaraz po wypadku, ale też przez lata liceum oraz czas wymuszonego zesłania do ośrodka wychowawczego Boża Obietnica. I razem z nią, w czeluściach subtelnie odkrywanych doznań, dosłownie warstwa po warstwie, odkrywa wizerunek jej własnej seksualności. I chociaż od początku doskonale wie, że Cameron jest lesbijką, dopiero z czasem uświadamia sobie, jak bardzo zdominowaną przez wymuszone, intencjonalnie pozorowane okoliczności „właściwego” życia. Spostrzega też ogromną zmianę w jej uczuciowym nastawieniu, szczególnie w integralnym przeżywaniu nowych przyjaźni, także spotkań z innymi osobami tej samej orientacji. I dopatruje się czegoś jeszcze – ironicznego humoru, który w nieuchronnym starciu z szeroko ilustrowanym dramatem, staje się nie tylko próbą łapania dystansu przez samą Cameron, ale też zaskakująco przyjemnym elementem lektury.

Nastoletnia intymność zamknięta w sekwencji boleśnie konserwatywnych zdarzeń – opowieść zanurzona świadomie w oparach rodzinnej traumy oraz radykalnych tradycjach religijnych, spisana nieśpiesznie i eksperymentalnie, odczuwalnie skupiona na pragnieniach i doznaniach dojrzewającego naocznie ciała. Złe wychowanie Cameron Post to sfabularyzowany proces stadialnego definiowania tożsamości seksualnej, historia naznaczona dojmującą samotnością i hermetycznym poczuciem bezradności, eksplorowana esencjonalną wrażliwością, jednocześnie szlifowana umiejętnie akcentowanym humorem. Niesamowicie przejmująca, ważna i zwyczajnie potrzebna.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Feeria Young

„CUKIER NA DUSZY” – MARCIN GRZELAK | Świadectwo obezwładniającego poczucia niesprawiedliwości

„CUKIER NA DUSZY” – MARCIN GRZELAK | Świadectwo obezwładniającego poczucia niesprawiedliwości

To nie była łatwa dekada. Przepełniona jawnie ulewającym się niezrozumieniem. Pozbawiona wizerunkowej harmonii, jakby chwiejna i mentalnie rozdarta, ewidentnie przytłoczona nadmiarem panoszących się wielkich przemian, w słowach obecnych, głęboko utrwalonych już wspomnień, wręcz skrępowana więzami ludzkiej naiwności. W przeżyciach ówczesnej jednostki nierzadko trudna i życiowo pogubiona. W zwyczajności bohatera Cukru na duszy nasączona smutkiem i spisana samotnością, fizykalnie definitywna. W refleksji pochłoniętego powieścią Grzelaka czytelnika smutna i przerażająca. Rzeczywistość lat dziewięćdziesiątych.

A wszystko zaczyna się od wyrzuconego na brzeg jeziora ciała – namacalnie drętwego i dziwnie zgaszonego, z twarzą wykrzywioną latami duszonego krzyku, tak niespodziewanie dla wszystkich martwego. Ciała wyniszczonego tragedią. Rozdzierającą traumą, która w zapisie szokującej intymności, zwyczajnie domaga się prawdy. I łaknie sprawiedliwości. Ta potrzebuje jednak czasu i świadomej koncentracji – wymaga wejścia w otchłanie mocno niepokojącej narracji, częściowo tradycyjnej, a jednak skomponowanej wspólnie z przeważającą nad nią męską wypowiedzią pierwszoosobową. Niecodzienną, scenicznie bowiem wieloosobową, a jednak sukcesywnie budującą trudną do wychwycenia nić fabularną – momentami przeźroczystą, jakby umyślnie odzierającą życiorys młodego chłopaka z przypisanych mu barw, skupiającą się na fragmentach głuchej egzystencji. Na epizodach czasami przyziemnych, czasami nadzwyczaj ważnych, z pewnością jednak obrazowo zapadających w pamięci – w pamięci niejakiego Stefana, ale też w myślach samego odbiorcy. We wspomnieniach człowieka doświadczonego obranym przez autora wystrojem – świadomego portretu zaaranżowanych tu wiarygodnie lat dziewięćdziesiątych.

Ta zmagająca się z trudami transformacji scenografia współgra idealnie z osobowością wykreowanego bohatera – przyjaciela do rozmów, do odtwarzania najbliższych czyjemuś sercu ról. Do ożywiania najbardziej bolesnej tęsknoty. Gdzieś w tle, a jednak na głównej scenie, trwają jednocześnie wojny bezwzględnych gangów, znikają wciągane do nozdrzy prochy, kształtuje się także historia Dżonego. Chłopaka tak nijakiego, jak tylko nijakim optycznie można być, wyciszonego i pozornie niewidocznego, może nawet zdziwaczałego, a jednak tworzącego stały element ulicznej codzienności. Teraz jednak gotowego zwizualizować swoją definicję w oczach innych. Każde miasto ma swojego Dżonego – każde miasto tuszuje bowiem tłumem przeszywającą samotność. Marcin Grzelak zdaje się potwierdzać to notorycznie, nieprzerwanie argumentuje też zainicjowany w swym debiucie unikalny styl językowy – nieprzeciętny i wieloznaczny, znamiennie pogłębiający wrastające w duszę doznania…

Tu rzeczywistość staje się mglista i niewidoczna, zatarta jakby chmurą fabularnego złudzenia – otwiera się na czytelnika w aforyzmie jego własnej wrażliwości, zamykając go szczelnie w niejednoznacznej drodze do wstrząsającej prawdy. Bo przecież Cukier na duszy to historia człowieka zanurzonego w oparach rozdzierającej samotności – człowieka nijakiego i pozornie bezwartościowego, a jednak spragnionego własnej tożsamości i tym samym głodnego przysługujących mu wartości. To także stadium wymuszonej traumą nienawiści i świadectwo obezwładniającego poczucia niesprawiedliwości. Powieść w moim odczuciu nieoczywista i wymagająca świadomej interpretacji – przejmująca enigmatyczną goryczą, stylistycznie natomiast spisana na najwyższym poziomie.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem LIRA

„OLIVA DENARO” – VIOLA ARDONE | Niesiona strachem i codzienną niepewnością…

„OLIVA DENARO” – VIOLA ARDONE | Niesiona strachem i codzienną niepewnością…

Kobieta. Nakreślona paletą niejednoznacznych definicji, w swym życiowym modelu, także w przypisanej roli rodzinnej, określana różnie na przestrzeni lat, nierzadko traktowana bardzo pejoratywnie, stereotypowo i lekceważąco. Często nieludzko pozbawiona wyboru i wyzuta z namiastki drogocennej wolności. Viola Ardone stawia w swej powieści właśnie na tak wymowną społecznie treść – kształtuje bowiem portret dziewczyny brutalnie ograbionej z płaszczyzny własnej kobiecości. Oliva Denaro okazuje się zatem historią ważną i w swym przekazie nadzwyczaj potrzebną, scenicznie umiejscowioną w systemie milczącego przyzwolenia na przemoc wobec kobiet...

Czytelnik wkrada się w strony jej życia z wypisaną na twarzy trwogą – wyraźnie przeczuwa, że opowieść nastoletniej bohaterki zagnieździ się w jego struchlałym sercu na bardzo długo. Może nawet zostanie na zawsze. I z pewnością się w tym założeniu nie myli – to bez wątpienia jedna z tych esencjonalnych narracji, radykalnie wgryzających się w przestworza zatrwożonej wyobraźni. Spisana zostaje przemyśleniami młodej, zaledwie piętnastoletniej dziewczyny, która ewidentnie chce samodzielnie rozdzielać smak poruszających w swym przebiegu zdarzeń. Oliva okazuje się obserwatorką idealną – zwraca uwagę na otaczające ją detale i dokładając do nich epizodyczne okoliczności, układa je na wzór własnej interpretacji. A jest nastolatką w oczach odbiorcy wyjątkową – nauczoną cnotliwego życia, odczuwalnie przesiąkniętą oparami zaściankowej mentalności, długi czas uznawaną za brzydką i nieatrakcyjną… A jednak otwierającą się właśnie na głębię własnej kobiecości, fizykalnie coraz bardziej dorosłą – piękniejącą nieoczekiwanie w oczach matki, piękniejącą także w oczach zaskoczonego świata. Jakże dosadne wydaje w jej ustach zdanie, w którym nie potrafi sobie wyobrazić kobiety w liczbie pojedynczej – twierdzi wręcz, że nigdy takiej nie widziała. W jej oczach to odstępstwo od uznanej normy – słowa, które nawet ledwie wyszeptane, zdają się być głosem hańby. Bo przecież kobiecie nie wypada.

Autorka pieczołowicie buduje małomiasteczkową scenerię sycylijską lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, utrwala w niej wizerunek rodziny optycznie mocno konserwatywnej, jawnie narzucającej jedyny słuszny scenariusz życia. Tym samym wymuszającej na młodych dziewczynach akceptację niechcianej, najczęściej udawanej uczuciowości, w przypadku Olivy natomiast niespodziewanie wyzwalającej ziarno szczerych emocji. Ale też inaugurującej najbardziej zdziczały i bezduszny fragment tej powieści – scenę gwałtownie łamiącą serce, bolesną i poruszającą, w swej bezwzględności domagającą się kogoś, kto pomoże wskrzesić potrzebną odwagę. Kto pomoże zawalczyć o własne zdanie. Ta historia ma też ujmującego bohatera – kochającego ojca, przejętego bólem, poruszonego niesprawiedliwością, wspierającego. Relacja nastolatki finalnie spleciona jest właśnie z jego wyznaniami, także mądrymi przemyśleniami – równie głębokimi i pełnymi dociekliwej refleksji. 

Viola Ardone sugestywnie eksponuje brutalną prawdę – przedstawia dojrzewającą wrażliwość, utkaną boleśnie z nici parszywego przyzwolenia na przemoc wobec kobiet. Dyktowana osobliwą narracją Oliva Denaro, w moich wrażeniach tworzy intencjonalny manifest – spisany głosem nastolatki okradzionej z resztek niezbędnej dziewczęcości, fabularnie obrazujący przeszywający koszmar, który rozdziera serce i niszczy piękno nieskażonej jeszcze intymności. To historia dorastającej dziewczyny, zamkniętej szczelnie w drastycznym schemacie poniżającego życia – niesiona strachem i codzienną niepewnością. Pełna wymownej goryczy, zatrważająca i dobitna, aczkolwiek ważna i potrzebna.
_____
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Sonia Draga

„MINĘŁA GODZINA DWUDZIESTA DRUGA. ROMANS Z PAZURKIEM” – KATARZYNA BESTER | Aranżacja czarujących uczuciowych zdarzeń!

„MINĘŁA GODZINA DWUDZIESTA DRUGA. ROMANS Z PAZURKIEM” – KATARZYNA BESTER | Aranżacja czarujących uczuciowych zdarzeń!

Trudno przewidzieć dokładny przebieg ludzkiego życia – jego wizerunek najczęściej zależny jest bowiem od krzyżujących się okoliczności, których osobliwa kompozycja układa się w nieoczywisty scenariusz. I dokładnie tak można zdefiniować fabularny zbieg zdarzeń w najnowszej powieści Katarzyny Bester. Przyglądając mu się z wizualnym rozrzewnieniem, można dodatkowo utrwalić znane egzystencjalne powiedzenie – w obliczu niespodziewanych spotkań, świat niejednokrotnie okazuje się naprawdę mały. I jak swoisty tytuł otwarcie podpowiada, ten romans zaczyna się o godzinie dwudziestej drugiej...

Bo właśnie o tej obiektywnie wieczorowej porze, w pewnej popularnej stacji radiowej, rozpoczyna się audycja korelująca dwie różne opowieści w jedną sumaryczną historię. Jej znamienitymi kreacjami okazują się osobowości niezwykle wdzięczne i przekonujące, częściowo medialne, gdyż on dźwięcznie spełnia się w roli znanego radiowca, ona natomiast sumiennie wciela się w rolę tajemniczej słuchaczki i jednocześnie partnerki zachłyśniętego własną sławą aktora. Dla czytelnika fabuła zdaje się być klarowna niemal od zarzewia – wszystko dzięki narracji pierwszoosobowej, pozwalającej naprzemiennie wkradać się w dwa zaangażowane serca. Dla samych bohaterów okazuje się niczym zaszyfrowana, szczególnie dla jednego z nich, ewidentnie domaga się epizodycznej interpretacji coraz mniej przypadkowych scen. A wszystko dzięki uroczemu kociemu stworzeniu, którego obecność niewątpliwie konsoliduje najważniejsze emocje. I sprawia, że pozornie zwyczajne sceny, nieoczekiwanie nabierają wyjątkowości. W odczuciu stają się wręcz fenomenalnie skomponowanym przedstawieniem, na które spogląda się nie tylko z dużym entuzjazmem, ale też z dostrzegalnym uznaniem – autorce udaje się bowiem sprytnie przemycić tu nieco wartości. Szczególnie tych dotyczących życia u boku człowieka zakorzenionego w świeżo nabytym egoizmie, z niemal narcystycznymi skłonnościami, wyraźnie pozbawionego szacunku do własnej kobiety.

Aranżacja czarujących uczuciowych zdarzeń! Historia nadzwyczaj rozkoszna, zajmująca i charyzmatyczna, incydentalnie płomienna i zaskakująco żarliwa, jednocześnie komfortowa i przyjemnie rozchodząca się po mocno zaabsorbowanych obrzeżach wyobraźni. Daremnie nasączona jednym skromnym mankamentem – zbędnie panoszącymi się wulgaryzmami, szczęśliwie nieprzeszkadzającymi w esencjonalnym odbiorze powieści. W moim odczuciu to przede wszystkim budująca i naprawdę wartościowa komedia romantyczna, która swym obrazowym humorem sytuacyjnym, może stać się idealnym dopełnieniem błogiego wieczornego relaksu.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem AMARE

„DEMONY OKSYTANII” – TOMASZ SERZYSKO | Historia opętana obezwładniającym poczuciem niepewności.

„DEMONY OKSYTANII” – TOMASZ SERZYSKO | Historia opętana obezwładniającym poczuciem niepewności.

Nawet najbardziej szalone intrygi kryminalne w biegu fabularnym zaczynają się niewinnie – najczęściej od podrzuconego ukradkiem anonimowego listu, niespodziewanego połączenia lub zdawkowej wiadomości, która mimowolnie pobudza stan zaciekawienia. Staje się zatem haczykiem, na który nieuchronnie łapie się bohater. Tak było z bestsellerowymi powieściami Dana Browna, tak jest też z charakternymi Demonami Oksytanii. To porównanie do autora kultowego Kodu Leonarda da Vinci nie jest przypadkowe – w obliczu zdarzeń ukształtowanych wyobraźnią Tomasza Serzysko, zdaje się być wręcz właściwe i bezdyskusyjne. Ponieważ tu tak samo, dzieje się niemożliwe.

Scenerię dla sensacyjnych wydarzeń tworzy w większości południowa Francja, ale czytelnik nie ma przestrzeni na rozwijanie turystycznych marzeń, w zamian wpada w czeluście brutalnie wyeksponowanych morderstw, których ogniw należy szukać w nurcie zdawkowo odkrywanej historii. Także w swoistych znakach, symbolach oraz mniej lub bardziej znanych atrybutach kościelnych, gdyż ofiarami niechybnie stają się księża. Trzonem charakterologicznym okazuje się on – profesor archeologii na jednej z amerykańskich uczelni. Sprowokowany tajemniczym telefonem i jednocześnie stale napędzany dziwnymi zjawiskami, Oliver Monroe zanurza się w ekstrakcie kolejnych zawiesistych zbrodni, aby krocząc labiryntem szyfrowanych znaczeń, przebrnąć drogę do kwintesencji ich wyjaśnienia. I chociaż wyraźnie boi się dotknąć zła, czyni to z naturalnie wyuczoną przezornością – momentami nadzwyczaj ostrożnie, w innych fragmentach zaskakująco spontanicznie. Nieprzerwanie towarzyszy mu trudny do okiełznania brak zaufania, na tym samym łapie się także sam odbiorca – podobnie nie potrafi rozgryźć, które sceny są prawdziwe, a które stają się jedynie żywym portretem ludzkich złudzeń. Ta intryga obficie nacechowana jest bowiem epizodami racjonalnie niewytłumaczalnymi, siarczyście nasączona też symboliką religijną oraz niecodziennymi spektaklami, odbywającymi się nawet na ludzkim ciele.

Historia opętana obezwładniającym poczuciem niepewności. Scenicznie mocno sensacyjna, mroczna i nieoczywista, odczuwalnie wymagająca maksymalnej czujności oraz koncentracji, także bacznej obserwacji optycznie zdumiewających zdarzeń. Thriller Demony Oksytanii rozchodzi się po zaskoczonych odmętach wyobraźni nadzwyczaj dynamicznie, jednocześnie gwarantuje permanentny brak zaufania do wszystkiego – do bohaterów, do przytaczanych słów, do plastycznie obrazowanych scen. Fabuła przeżarta jest gęstą aurą wdzierającego się w intrygę zła, zdaje się być zatem niebezpieczna, dziwna i psychodeliczna, chwilami wręcz nieprawdopodobna. Idealna dla miłośników ekscytujących wrażeń.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem LIRA

„PERFECT DAY” – ROMY HAUSMANN | Tajemnica ostentacyjnie domagająca się przebiegłości!

„PERFECT DAY” – ROMY HAUSMANN | Tajemnica ostentacyjnie domagająca się przebiegłości!

Małe, bezbronne i niewinne. Przesiąknięte wizerunkiem naturalnej słodyczy, zupełnie nieskalane goryczą perfidnej codzienności. A jednak okrutnie wyselekcjonowane do odegrania finalnego spektaklu w swym przerażająco krótkim życiu. Zanurzone w bezkresie dziecięcego zaufania, zmuszone do stania na scenie zbudowanej rękoma zła – scenie okraszonej pięknym, wręcz bajkowo sprezentowanym tłem, a jednak fałszywej, brudnej i tak boleśnie ostatecznej. Perfect Day nie jest tytułem emocjonalnie najłatwiejszym, tematycznie wręcz jawnie daje w kość, ale z pewnością okazuje się thrillerem mocnym i trudnym do przewidzenia.

Nie wszystko zapisane jest oczami zmartwionej Ann, a jednak to umyślnie skrzywiona narracja zatroskanej kobiety, zdaje się prowadzić odbiorcę po ścieżce wymownego przedstawienia. Motywacją w jej nieco chaotycznym działaniu niezmiennie jest wiara we własnego ojca, szanowanego profesora filozofii i antropologii – mężczyznę zarzuconego oficjalnymi poszlakami, publicznie oskarżonego o morderstwa dokonane na małych dziewczynkach. Autorka nie szczędzi czytelnikowi wrażeń, nakazuje wręcz otwarcie spoglądać na teatralne uniesienia zamroczonego szaloną wizją sprawcy, każe słuchać pozorowanych przez niego, w przebiegu zatrważająco nierealnych opowieści, razem z nim świadomie uczestniczyć w akcie zabijania niewinności. I chociaż epizody te bezwarunkowo tworzą najbardziej makabryczną sferę opisową, okazują się jedynie fragmentem przyjętej narracji. Ta wydaje się nadzwyczaj złożona, uzbrojona w relację Ann na różnych etapach jej życia, także w przejmujące dziecięce komentarze oraz niecodzienne refleksje natury filozoficznej, a nawet w zwodniczą rozmowę z samym mordercą. Tu nie ma zatem miejsca na drobne roztargnienie – skupienie w trakcie lektury może okazać się nieocenionym przyjacielem, bezsprzecznie pozwala rozpoznać detale, których momentami nie dostrzega nawet sama bohaterka. Kompleksowy obraz zdarzeń wyeksponowany jest tu niemal jednoznacznie, ale nie trzeba być alfą i omegą, aby dojść do właściwej konkluzji – ta fabuła to przede wszystkim pokerowa twarz, która sekrety zdradza dopiero na sam koniec rozgrywki.

Przestrzeń tej zagadki zdaje się być niesłychanie grząska... Romy Hausmann sukcesywnie bowiem manewruje myślami czytelnika, intencjonalnie podpowiada zwodnicze, wręcz nieistniejące scenariusze, otwarcie podstawia argumenty dla własnej zmyślnej spekulacji – konstruktywnie buduje napięcie oraz smak przeszywającej niepewności. Odbiorca wyczuwa zatem tajemnicę ostentacyjnie domagającą się przebiegłości. Tym samym wkracza w thriller ekscytujący, mroczny i nieoczywisty – z pewnością sugestywnie działający na wyobraźnię i mocno niepokojący, drastycznie naruszający też sferę emocjonalnej wrażliwości.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem W.A.B.

„DOM PO DRUGIEJ STRONIE JEZIORA” – RILEY SAGER | Granica wyobrażeń właśnie została sforsowana.

„DOM PO DRUGIEJ STRONIE JEZIORA” – RILEY SAGER | Granica wyobrażeń właśnie została sforsowana.

Nałóg wymaga szczerej determinacji. Najczęściej dopomina się walecznego nastawienia i trwania w jego intencyjnych progach niezależnie od pragnień kuszącej codzienności. Nie zawsze jednak znajduje ujście w czeluściach potrzebnego entuzjazmu, roztrwania wtedy ochoczo opary własnych możliwości, aby przyjąć postać złudnego, wręcz dziwnie zbawiennego wsparcia. Riley Sager uderza w ten motyw wyśmienicie, tworząc z powieści Dom po drugiej stronie jeziora nie tylko szokujący plot twistami thriller, ale też tytuł zaskakująco refleksyjny.

Początkowo nic nie wskazuje na scenariusz, jaki krańcowo staje się udziałem zafrapowanego czytelnika. Ten postępuje zgodnie ze zmyślnie ukartowaną intencją autora – koncentruje się bowiem na detalicznym rozpoznaniu niedawno owdowiałej aktorki, nieuchronnie stając się takim samym obserwatorem zdarzeń jak ona sama. Bo przecież to oczami pogrążonej w uzależniającej egzystencji Casey Fletcher, spisana zostaje narracja tej niespodziewanej historii. I to właśnie nasączone alkoholem przemyślenia stają się towarzyszem intrygującej zagadki. Odbiorca wnika w ten odczuwalnie obsesyjny świat i przenikając aurę własnej ciekawości, rozpoczyna fanatyczną inwigilację domu po drugiej stronie jeziora. Eksploatując zachłannie zachowania bohaterki, próbuje zatem skompilować elementy układanki w jedną niechybną całość. Z pewnością jednak nie jest przygotowany na tak wymyślny i tak osobliwy repertuar. Właściwie nie jest gotowy na nic, co zapisane jest na deskach wyrafinowanego spektaklu. Tu dzieje się bowiem autentyczny fabularny kocioł – zainaugurowany niewinnie i zauważalnie prowadzony szlakiem mentalnych dywagacji, w finalnych scenach pozbawiony skrupułów, nieobliczalny, charakterny i porażający.

Granica wyobrażeń właśnie została sforsowana. Riley Sager potwierdza tym samym, że jest nie tylko ekspertem od niepokojącego usypiania czujności, ale też wirtuozem świadomej manipulacji. Intencjonalnie bowiem aranżuje fabularny armegedon, aby w zgiełku umyślnie zestrojonych plot twistów, utrwalić wdzięk oniemiałego czytelnika. Szok w obliczu tak niespodziewanych zdarzeń to niewystarczające słowo. Dom po drugiej stronie jeziora aktywuje pierwotnie pewną ulotną myśl: to zupełnie inny Sager – bardziej spokojny, jednocześnie jakby mniej mroczny. To bezsprzecznie mylne wrażenie – ten thriller dosłownie sieje w myślach spustoszenie, w odczuciu okazuje się wręcz powieścią ogłuszającą, z pewnością tajemniczą i psychodeliczną.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem MOVA

„MOTYL NOCY” – B.M.W. SOBOL | Zmyślnie zanurzona w zmierzchu obezwładniającej tajemnicy!

„MOTYL NOCY” – B.M.W. SOBOL | Zmyślnie zanurzona w zmierzchu obezwładniającej tajemnicy!

Naznaczona beznamiętną przyzwoitością, a zatem wizualnie mocno uładzona i zdystansowana, nierzadko kojarzona z wymuszoną poprawnością – epoka wiktoriańska jawi się w literaturze jako czas bardzo zachowawczy w kontakcie międzyludzkim, a jednak swym doborowo eksponowanym kamuflażem, zdaje się tworzyć emocjonalny posag Pandory – szamoczący się w ciszy od nacisku tłamszonych pragnień. B.M.W. Sobol pięknie obrazuje tuszowany przez struchlałe serca stan ówczesnych kobiet – pozwalając odbiorcy spacerować śladem skreślonych w dawnym notatniku słów, przy okazji ujawnia smak przeszywającej intrygi. Motyl nocy to powieść niezwykle klimatyczna i zagadkowa, a przez to także szalenie frapująca.

Czytelnik wyrusza w tę podróż z oczami szeroko otwartymi – zaintrygowany wkrada się bowiem do wytwornej, choć odczuwalnie zawiesistej i tym samym nieodgadnionej rezydencji, aby pod surowym okiem państwa Edwards, zapoznać się z główną bohaterką tej niecodziennej historii. Birde to dziewczyna świeżo przyjęta do służby – w towarzystwie nadzwyczaj skromna, taktowna i kurtuazyjna, wyraźnie zamknięta w świecie dyskretnej obserwacji otaczających ją zdarzeń, a jednak sukcesywnie rozbudzająca się na nowe znajomości, na przyjaźnie, także na dawne sekrety, które z coraz bardziej nachalną śmiałością, chcą ujrzeć światło dzienne. Wszystko za sprawą zagadkowego pamiętnika, spisanego niegdyś szczerością głębokich uczuć, obecnie poddawanego dogłębnej interpretacji, zauważalnie owładniętego pokłosiem mrocznej tajemnicy. Karty zapisane ewidentnie kobiecą ręką, wkradają się w rytm bieżących wydarzeń, aby nie tylko nadać im zuchwałej soczystości fabularnej, ale też uruchomić skrywane wcześniej zmysły. I nieuchronnie formułują myśl o tytułowym Motylu nocy, czyniąc tę przygodę jeszcze bardziej mglistą i nieprzeniknioną, jakby umyślnie zatopioną w potrzebie scenicznych domysłów.

Nastrojowa, niepokojąca i enigmatyczna, a przy tym żarliwie domagająca się nieprzerwanej atencji. Motyl nocy to opowieść zmyślnie zanurzona w zmierzchu obezwładniającej tajemnicy, inscenizacyjnie portretująca duszące konwenanse wiktoriańskiej Anglii, eksploatująca odwagę i piękno kobiecej przyjaźni, jednocześnie utrwalająca społecznie zdławione potrzeby ludzkiej wrażliwości. Inspirowana głosem autentycznych zdarzeń, staje się historią niesamowicie intrygującą i charyzmatyczną – swym dramatycznym finałem, zapada w pamięci niemal filmowo, z pewnością esencjonalnie i bardzo przekonująco.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem LIRA

„TO MNIE ZABIJE” – MACIEJ KAŹMIERCZAK | Nieco psychodeliczna i kontrowersyjna!

„TO MNIE ZABIJE” – MACIEJ KAŹMIERCZAK | Nieco psychodeliczna i kontrowersyjna!

Kobiece ciało od zarania dziejów zdaje się być obiektem wyuzdanych pragnień. Dla wielu okazuje się wręcz zyskownym materiałem do ekspansji brudnych wyobrażeń. I wiele kobiet świadomie wkrada się w ten bezlitosny świat, aby w ramach gonitwy za niezrozumiałą sławą, inscenizować lubieżne fantazje innych. Często wizje niezwykle brutalne, dzikie i nieobliczalne, niejednokrotnie emanujące ludzką przemocą. To nie dzieje się od dziś, ale zjawisko bezsprzecznie ewoluuje wraz z rozwojem technologii cyfrowej, szczególnie w sukurs nieograniczonej anonimowości, jaką daje człowiekowi internet. Maciej Kaźmierczak wykorzystuje ten motyw fenomenalnie, kształtując nie tylko intrygującą historię, ale budując też potrzebną widzom świadomość.

Bo przecież od początku wyczuwa się tu zapach panoszącej się bezwzględności. Wykreowana rzeczywistość ma dosadnie napawać strachem, ma konsternować i potrząsać chłonną wyobraźnią, ma też optycznie przykuwać wzrok i jawnie fascynować. I czytelnik poddaje się tym wrażeniem przekrojowo, nieustannie lustrując wydarzenia i analizując kolejne intrygujące epizody. Fabularnie staje się świadkiem zdarzeń zupełnie niespodziewanych – przedstawionych nieszablonowo, bowiem w formie zagadkowej rozgrywki, w której wymownej głębi instynktownie zanurza się główna bohaterka. Matylda to kreacja absolutnie niebanalna, zauważalnie kierowana żądzą utrzymania się na fali erotycznej popularności, w obliczu gasnącej pozycji na platformie streamingowej, gotowa jest przekroczyć granice własnej zaciekłości. Bo przecież środowisko seksworkingu wymaga autentycznych poświęceń – tu prestiż ewidentnie rośnie wraz z poziomem śmiałości. Tak rodzi się desperacja i tak rozpoczyna się niebezpieczna gra – brutalna i dramatyczna dla zaangażowanych postaci, dla odbiorcy natomiast szalenie plastyczna i absorbująca. Tym bardziej, że autor regularnie podsuwa retrospekcje pozwalające drobiazgowo wgryźć się w strefę upadku moralnego młodej kobiety – nie tylko w świat napędzany potrzebą bycia na topie, ale też w czeluście jej uzależnienia.

Unikatowa, tajemnicza i niepokojąca, momentami na wskroś przeszywająca wyobraźnię, z pewnością nieco psychodeliczna i kontrowersyjna. Powieść To mnie zabije zdaje się być naznaczona zjawiskiem epizodycznej perwersji, dostrzegalnie niesiona jest zatem fetorem niepohamowanej i wyraźnie gorszącej ekscytacji hermetycznym prestiżem, także fanatyczną potrzebą materializowania śmiałych pragnień. Scenicznie okazuje się wizją brutalnie obnażającą ludzkie słabości – historią wizualnie przerażającą i niebezpieczną, jednocześnie dogłębnie absorbującą zmysły czytelnika. W moim odczuciu to thriller sugestywnie obrazujący nieobliczalny charakter trudnych do okiełznania żądz.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem MUZA

„VERONICA I PINGWINY” – PRIOR HAZEL | Dwie dotkliwe samotności ukształtowane w portret wspólnej historii.

„VERONICA I PINGWINY” – PRIOR HAZEL | Dwie dotkliwe samotności ukształtowane w portret wspólnej historii.

Starość nierzadko prowadzona jest goryczą letargicznej codzienności. Prezentowana wizualnie jako splot przejmującej samotności i bezradnie obezwładniającej drętwoty leciwego ciała, mimowolnie staje się odzwierciedleniem medialnie utrwalanych zjawisk. A przecież ta iście ponura wizja nie musi być eksponowana przez każdego seniora – wieczór życia to przecież najbardziej akuratny moment na dojrzałą interpretację własnych doświadczeń. I właśnie tak erudycyjną staruszkę przedstawia Prior Hazel w niezwykle rezolutnej powieści Veronica i pingwiny.

W obszarze fabularnym niezaprzeczalnie jest to powieść obyczajowa, a jednak w swej ironicznej kompozycji językowej, nieustannie zdaje się wkradać w zakres literatury pięknej. Okraszona finezyjnym stylem, pełna żartobliwych, wymownych, a przy tym lirycznie zilustrowanych porównań, okazuje się opowieścią inną niż wszystkie, z pewnością niebanalną i zadziwiającą, teatralnie składającą dwa kontrastujące życiorysy w jedną wyjątkową historię rodzinną. Tu warto zaznaczyć, że historię nasączoną emocjami, zapisaną dostrzegalnie sentymentalną narracją pierwszoosobową. Tytułowa Veronica to niesamowita starsza pani – na zewnątrz uprzejma i wyraźnie kurtuazyjna, w swoich przemyśleniach natomiast niesłychanie ordynarna i ekscentryczna. W odbiorze czytelnika po prostu genialna! A przy tym tak bardzo samotna. Niecodzienna wycieczka na Antarktykę niewątpliwie okazuje się dla niej przygodą życia. Niespodziewanie staje się też impulsem do nawiązania osobliwych przyjaźni.

Zanurzony w oparach samotności zdaje się być także Patrick – przypadkowo odnaleziony wnuk. Zauważalnie oschły, zaniedbany, odarty z wrażliwości. Pogrążony w bezbrzeżnym uzależnieniu. Zupełnie nieporuszony relacją starszej kobiety, podchodzi do niej z dystansem, wręcz lekceważąco, ale sukcesywnie strofuje własne myśli i finalnie zgadza się na podróż w rodzinną przeszłość. Ich pierwsza rozmowa to wrażeniowy majstersztyk – rozchodzi się po wyobraźni niczym najlepiej wystylizowana parodia zdarzeń. I potwierdza humorystyczny wydźwięk całej powieści. To właśnie młody mężczyzna, dzięki dawnym zapiskom świeżo nabytej babci, staje się nieuchronnym świadkiem jej młodości, obserwatorem zmartwień narzuconych bezwzględnością rzeczywistości wojennej i potomkiem boleśnie rozdzierającej traumy, ale staje się też powiernikiem chwil wpisanych w pamiętnik jako te najpiękniejsze, z pewnością trwale wypełniające serce, choć fizykalnie tak bardzo niepewne i ulotne. To właśnie emocjonalna wyprawa w głąb przeszłości pozwala zdefiniować ważny tu motyw utraconej miłości. I to w tej podróży wizualizuje się najbardziej wstrząsająca tajemnica.

Dwie dotkliwe samotności ukształtowane w portret wspólnej historii. Veronica i pingwiny to książka utorowana w kanwie błyskotliwej komedii obyczajowej, a jednak stylizowana kanonem przystępnej literatury pięknej. Powieść nieoczywista – inscenizacyjnie fundująca rejs na samą Antarktykę, wrażeniami skoncentrowana na definiowaniu tożsamości rodzinnej i naturalnej potrzebie przyjaźni. Nieuchronnie dyktowana miłością – dyskretną i niepewną, aczkolwiek jedyną i tym samym wyjątkową. Prior Hazel zapewnia podróż fascynującą – afirmującą rozkosz dla ironicznych uniesień, niewątpliwie figlarną, otulającą i wyśmienitą. Po prostu szczerze uzależniającą.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem W.A.B.

PATRONAT MEDIALNY

Copyright © 2016 Mozaika Literacka , Blogger