„NASZE DRZEWA SĄ JESZCZE MŁODE” – WIOLETTA SAWICKA | Miłość okazuje się tu siłą niepodważalną, choć przecież zakazaną

„NASZE DRZEWA SĄ JESZCZE MŁODE” – WIOLETTA SAWICKA | Miłość okazuje się tu siłą niepodważalną, choć przecież zakazaną

To niewątpliwie jedna z tych historii, które doskwierają jeszcze długo po zakończeniu lektury. Wiarygodnie osadzona w wojennej scenerii Prus Wschodnich, w wyzutej z człowieczeństwa przestrzeni obozowej, w ogłuszającej bezradności wobec wymierzanego naocznie okrucieństwa. Nadzieja obumiera z każdym aktem zwyrodnienia, jedynie miłość zdaje się być szansą na wyszarpnięcie się szponom śmierci. Tym tomem Wioletta Sawicka utrwala dalsze losy bohaterów Opowieści Warmińskiej – sagi mocno poruszającej w swym bolesnym ładunku emocjonalnym, ale też przepełnionej wiarą w najpiękniejsze wartości.

Tytuł tej powieści nie jest przypadkowy, zawiera w sobie znamienną dla tej podróży myśl – wypowiedziany kilkukrotnie, staje się wręcz strzępami potrzebnej nadziei, pokrzepieniem dla niszczonych bezlitośnie życiorysów. Bo przecież żadna z tych bezradnych twarzy nie chce przekroczyć progu niegodziwej śmierci, żadna nie chce zostać ofiarą ideologicznego zdziczenia. Obozowe tło zatrważa tym bardziej, iż spisane zostaje z odczuwalną dokładnością, w odbiorze okazuje się niezwykle sugestywne, brutalne i przerażające. Autorka przenika koszmarną codzienność obozów koncentracyjnych Soldau oraz Hohenbruch, usytuowanych w niepokojącej przestrzeni wojennej Prus Wschodnich – zachowuje zatem pamięć o mało znanych, a przecież traumatycznych fragmentach warmińskiej historii, wkrada się w towarzyszący więźniom strach, w odrażający fetor niemytych miesiącami ciał, w pogrom epidemii tyfusu plamistego, w niewyobrażalne cierpienie i nadciągający nieuchronnie koniec. Lizka w tej okrutnej rzeczywistości zdaje się być tonącym, bezsilnie chwytającym się brzytwy. I chociaż nadzieja dawno już wyblakła, w sercu nadal skrzy się wiara w odzyskanie utraconej miłości – niedozwolonej, choć zauważalnie szczerej, pięknej i fascynującej. Równolegle eksponowane sceny z udziałem udręczonego niewiedzą Franza, stają się pocztówką gryzącej tęsknoty, także portretem niemocy w obliczu bezwzględności systemu oraz podłości własnego brata, ale dają też impuls do nieugiętej walki o powrót ukochanej.

To już trzeci tom mocno emocjonującej Opowieści Warmińskiej – historii wielokrotnie rozdzierającej serce, pięknej i niepowtarzalnej. Wioletta Sawicka z widoczną sumiennością wsiąka w czeluść wojennego bestialstwa, wdziera się w najgłębsze szczeliny ludzkiej bezwzględności, w nieznaną i jednocześnie przerażającą rzeczywistość obozową Prus Wschodnich, gdzie rozproszone – w narzuconej fanatyzmem bezradności – ofiarnie unoszą się okruchy gasnącej nadziei. Miłość okazuje się tu siłą niepodważalną, choć przecież zakazaną – tli się w zdumiewającym geście kobiecej odwagi oraz w aktach dyktowanej uczuciami przebiegłości, pozwala walczyć z ogłuszającą niepewnością jutra.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Prószyński i Sk-a

„SO CLOSE” – SYLVIA DAY | Iście gotycki thriller przetarty mrokiem ludzkiego szaleństwa

„SO CLOSE” – SYLVIA DAY | Iście gotycki thriller przetarty mrokiem ludzkiego szaleństwa

Sylvia Day uderza mrokiem przeszywającej tajemnicy. Ekscytacja rośnie z każdą przemierzaną stroną, nie pozwala się zatrzymać, każe wręcz nieprzerwanie zanurzać zmysły w niepokojących przemyśleniach. Tu nie ma miejsca na pełne zaufanie, w słowach czają się kłamstwa i niedopowiedzenia, nawet finał nie dostarcza wszystkich potrzebnych odpowiedzi. Bo przecież So Close to dopiero początek odurzającej gry – pokerowej rozgrywki, zaszytej w niewiadomej przyjętych póz, zagadkowej i nieobliczalnej w odczuwalnie gotyckim charakterze.

Ta przestrzeń wypełniona zostaje enigmatycznym powietrzem. Zmyślnie pozbawiona fabularnej jasności, zamglona i niepowtarzalna, nieustannie stwarzająca poczucie swoistego chaosu. Każda zaangażowana twarz zdaje się być osaczona własną nieszczerością, każda skrywa chore fascynacje, każda tworzy ogniwo niebezpiecznej układanki. Narracja wieloosobowa tworzy tu pewien nieład, wymusza skupienie, staje się zarzewiem rosnącego podejrzenia, z pewnością trzyma odbiorcę w stanie niepewności. I chociaż forma jej zastosowania w umyśle Lily – skierowana treścią wprost do głównego bohatera – niekoniecznie do mnie przemawia, mimo prostoty zdań, sprawia wręcz wrażenie dziwnie opornej, cała aranżacja narratorska z pewnością dodaje historii demonicznego wydźwięku. Niepotrzebne zdają się być natomiast wulgaryzmy, choć niezaprzeczalnie podkreślają silne emocje poszczególnych postaci. Najważniejsza okazuje się mroczna intryga – to ona najbardziej absorbuje czytelnika, to w niej zagnieżdżony zostaje alarmujący klimat całej powieści. Moralność przestaje mieć znaczenie, na piedestał wysuwa się bezwzględność i zaczepione w niej fanatyczne myśli, ukradkiem ożywają też sekrety i rozdzierające traumy. W nieprzejednanej pladze zawistnych dusz pojawia się także sceniczna intymność – napięcie zatem rośnie, regularnie przywołując nieokiełznane żądze.

To już nie tylko zmysłowy romans, to iście gotycki thriller przetarty mrokiem ludzkiego szaleństwa. Sylvia Day fascynuje ciemnością prowadzonej nieśpiesznie intrygi, w brawurze niejasności balansuje wręcz gdzieś na granicy obłędu, z premedytacją manipulując wyobraźnią czytelnika. Obsesyjne zachowania, wyrafinowane kłamstwa, rażące manipulacje – to właśnie te elementy składają się na obraz niejednoznacznej układanki. So Close razi specyficzną narracją i wyraźnie domaga się zaangażowania, ale przede wszystkim odurza fetorem tajemnicy, doskwiera brzemieniem nasilających się traum, uwalnia także fizyczne pożądanie oraz sceny pełne intensywnej namiętności.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Świat Książki

„LUDZIE Z KOŚCI” – PAULA LICHTAROWICZ | Wyśmienita, wręcz imponująca proza

„LUDZIE Z KOŚCI” – PAULA LICHTAROWICZ | Wyśmienita, wręcz imponująca proza

To niewątpliwie jedna z tych historii, które boleśnie wrzynają się w szczeliny poruszonej wyobraźni. Tym bardziej trudna i ogłuszająca, iż utrwalona pamięcią przodków. Paula Lichtarowicz wkrada się w rodzinną przeszłość z odczuwalną szczerością, przywołuje narzuconą powołaniem chimeryczność uczuć i sumiennie zatrzymuje znamienne przedwojenne chwile, z czasem dociera do rozdzierających serce scen, pozostawiając rozpaczliwą próbę zachowania nadziei. Ludzie z kości to powieść absolutnie nieprzeciętna, wymowna, tak bardzo przenikliwa w swym symbolicznym charakterze.

Wystarczy przekroczyć fabularny próg, aby dostrzec unikalność obranego stylu. Zmieniająca się regularnie narracja, krótkie, niekiedy ledwie uchwytne epizody, zróżnicowane ramy czasowe, fragmenty świadomie wyrwane ramom własnego kontekstu – autorka ewidentnie zachęca do uważnego przeglądania stron, do szukania zaszytych w tekście metaforycznych znaczeń, do interpretacji podsuwanych sugestywnie aktów, do obserwacji zdarzeń w odczuciu nieśpiesznych, jednocześnie ważnych, symbolicznych, z pewnością nieprzypadkowych. W tej nieoczywistej przestrzeni wykreowana zostaje postać nastoletniej jeszcze Leny – nieugiętej, hardo oddanej myśli o zamierzonej medycznej przyszłości, wyraźnie ograbionej z fascynacji promiennością serca, zupełnie nieświadomej czyhających za rogiem zdarzeń. Nieplanowane małżeństwo i niespodziewana rozłąka z rodziną okazują się jedynie namiastką nadciągającego zła. Bo przecież w tle rozprzestrzenia się już II wojna światowa, zaczyna się piekło i codzienna walka z głodem, także makabryczne wywózki na owianą mrozem Syberię. Ta druga połowa historii – wygnanie – doskwiera znacznie bardziej, autorka namacalnie wdziera się w cierpienie, spogląda nadciągającej śmierci w oczy, w fetorze narzuconego ścisku, przytula gasnące oczy bliskich. I chociaż nie ma tu historycznie nakreślonych dat, a scenerię tworzą jedynie krótkie rysy, odbiorca wyrusza w tę zatrważającą podróż z niebywałą atencją, naocznie przyglądając się utracie człowieczeństwa, przecierając okruchy rozszarpanej miłości, doglądając nadziei oraz strzępów trzymającej przy życiu determinacji.

Wyśmienita, wręcz imponująca proza. Paula Lichtarowicz z wyczuwalną intymnością zakrada się w echo własnej przeszłości rodzinnej, przenika fragmenty przygniecionych wojną wspomnień, przywołuje okrutne fotografie, boleśnie wrzyna się także w syberyjską surowość. Ludzie z kości to rodzaj swoistego pamiętnika – historia inspirowana ludzką niezłomnością, w fabularnym zgiełku dosadna i prawdziwa, choć niekiedy metaforyczna, zauważalnie domagająca się świadomego oka. To powieść przenikająca duszę, pasjonująca w zarysie medycznych ciekawostek, przecierana żałością i tęsknotą serca, napełniona goryczą pożegnania, do ostatnich stron napełniona nadzieją oraz odpornością na nieludzkie zło.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Insignis

„MOST OF ALL YOU” – MIA SHERIDAN | Ta miłość domaga się konfrontacji z niewyobrażalnie trudną przeszłością…

„MOST OF ALL YOU” – MIA SHERIDAN | Ta miłość domaga się konfrontacji z niewyobrażalnie trudną przeszłością…

Niezwykle wzruszająca historia. Naznaczona żniwem przeszywających duszę traum, napełniona smutkiem i goryczą niechcianej codzienności, bolesna, a jednocześnie urzekająca, niepowtarzalna, cudownie wręcz romantyczna. Mia Sheridan doskonale wie, jak poruszyć najczulsze struny – tym razem plastycznie wdziera się w dwie pokaleczone życiem intymności, każe walczyć z demonami przeszłości i otworzyć się na szczere emocje. Most od All You to romans scalający dwa złamane serca – nieprzeciętny, wyjątkowy, z pewnością uzależniający.

Uczucie tych dwojga zauważalnie wymaga dużej atencji, niewątpliwie potrzebuje też wspólnie spędzanego czasu, od początku jednak filmowo uderza swoją niebywałą siłą. Bo przecież oni zasługują na znacznie więcej. Crystal to kreacja dostrzegalnie zagubiona w odmętach skrywanej głęboko bezradności – hipnotyzująca tancerka w nocnym klubie, śmiało uwodząca męską wyobraźnię, jednocześnie kobieta opuszczona w dzieciństwie, porzucona na pastwę własnego losu, żyjąca właściwie z dnia na dzień, nieustannie borykająca się z finansowym marazmem, pozbawiona perspektyw na komfortową przyszłość. Twarz tego konkretnego mężczyzny ewidentnie nie pasuje do miejsca, które ona zdaje się traktować niemal jak dom. Gabriel Dalton nie należy do stałych bywalców rozkosznych uciech, wydaje się dziwnie zdystansowany, może nawet wystraszony, trafia do życia bohaterki nieoczekiwanie i staje się szansą na wymowne doznania. Ten człowiek obarczony zostaje następstwami przerażających doświadczeń. Uprowadzony jako dziecko, w życiu dorosłym walczy z przenikliwym brakiem zaufania do fizycznego kontaktu, odczuwalnie chce nauczyć się bliskości. Ta dwójka niespodziewanie staje się dla siebie potrzebną terapią – dla odbiorcy to czas mocno wiarygodnych wzruszeń, to fotograficznie ukazane przyciąganie, to epizodyczne lekcje właściwych wartości i piękno kobiecej przyjaźni, to walka ze stereotypami i miłość dzielnie szukająca własnej definicji. Naprzemienna narracja pierwszoosobowa okazuje się tu strzałem w dziesiątkę – pozwala zajrzeć głębiej, przedrzeć się przez zrozumiałe wątpliwości, dopatrzeć się także chowanych na dnie serca pragnień.

Ta miłość domaga się konfrontacji z niewyobrażalnie trudną przeszłością – z pokłosiem traum nabytych w dzieciństwie, z przeżytym porwaniem i zatrważającą przemocą, z koszmarem porzucenia i boleśnie wrzynającą się samotnością. Mia Sheridan wiarygodnie wkrada się w otchłań dwóch skrzywdzonych niegdyś wrażliwości – wdziera się w dwie pogubione dusze, skruszone i zauważalnie niespełnione, a przecież pragnące jedynie bliskości. Wyraźnie domagające się zrozumienia dla własnych lęków. Most of All You to romans wstrząsający, przeszywający wyobraźnię i rozdzierający serce, z pewnością piękny i niezapomniany, niepozbawiony także ważnych refleksyjnych scen.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Znak

„A GDY SIĘ ZNÓW SPOTKAMY” – KRISTIN HARMEL | Sentymentalna podróż do odmętów zakłóconej nieczule przeszłości

„A GDY SIĘ ZNÓW SPOTKAMY” – KRISTIN HARMEL | Sentymentalna podróż do odmętów zakłóconej nieczule przeszłości

To niezaprzeczalnie jedna z tych książek, które obrazowo zapisują się w pamięci, doświadczają chaosem poruszonych wspomnień, pozwalają utrwalić najważniejsze wartości. Kristin Harmel ponownie narusza otchłań wojennej przeszłości, tym razem jednak wdziera się w przestrzeń obozów jenieckich na terenie USA. To właśnie tam, w szumie otulających amerykańskie pola upraw, sportretowana zostaje znamienna chwila powieści obyczajowej A gdy się znów spotkamy – w odczuciu mocno wzruszającej, absolutnie pięknej i niezapomnianej.

Czytelnik momentalnie wyczuwa emocjonalny charakter tej historii, wtapia się zatem w życie bohaterki z narzuconą sobie subtelnością, niepostrzeżenie docierając do najczulszych strun jej skruszonej wrażliwości. Emily to kreacja nasączona samotnością – naznaczona kilkukrotną stratą, porzucona przez ojca, obarczona także ciężarem niewypowiedzianych na głos decyzji. Tajemniczy obraz okazuje się dla niej nie tylko szansą na zdefiniowanie tożsamości rodzinnej, ale także wewnętrzną walką z własnymi uczuciami. Autorka prowadzi odbiorcę odczuwalnie nostalgiczną drogą, regularnie korzysta też z retrospekcji, przywołując w nich nieznane fragmenty młodości dziadków. Fabularna fotografia okazuje się zatem nadzwyczaj zagadkowa i angażująca, z każdą stroną ożywia najtrudniejsze i najbardziej bolesne wspomnienia, nieoczekiwanie rodzi także niesamowitą pasję. Miłość niemieckiego jeńca do córki amerykańskiego farmera – wówczas namiętność zakazana, nieakceptowalna, stanowiąca wręcz kwintesencję rodzinnego wstydu, podszyta kłamstwami i odarta z potrzebnego wsparcia, a przecież prawdziwa, jedyna i niepowtarzalna. To właśnie w niej osadzone zostają fundamenty fabularne – namalowane z niebywałą czułością, wypełnione pracą na plantacji trzciny cukrowej.

Sentymentalna podróż do odmętów zakłóconej nieczule przeszłości – do miłości szczerej i pasjonującej, a jednak fabularnie pozbawionej czasu, brutalnie zamkniętej w szczelinach rodzinnych kłamstw. A gdy się znów spotkamy to powieść dotknięta wojenną niesprawiedliwością, to namiętność pokrzywdzona brakiem aprobaty bliskich, w przebiegu dramatyczna, zagadkowa i absorbująca, to także próba przebaczenia oraz poruszająca konfrontacja z własnymi demonami, to samotność domagająca się bliskości oraz zrozumienia. Kristin Harmel kolejny raz angażuje emocje czytelnika, przeszywa pobudzone serce oraz rozczuloną duszę, każe otworzyć się na refleksyjne przemyślenia.

_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Świat Książki

„KAŻDY ROK TOMMY'EGO LLEWELLYNA” – MICHAEL THOMPSON | Nie ma go w zapisie ludzkich wspomnień

„KAŻDY ROK TOMMY'EGO LLEWELLYNA” – MICHAEL THOMPSON | Nie ma go w zapisie ludzkich wspomnień

Przepiękna. Uczuciowa. Niesamowicie budująca. Muśnięta gestem nawracającego realizmu magicznego. Michael Thompson zauważalnie nie szczędzi swojej postaci, wyraźnie akcentuje osamotnienie w starciu z okrutną niesprawiedliwością losu, nieustannie zachęca chłopaka do poszukiwania siebie w świecie, który rok w rok wymazuje go z dziennika ludzkich wspomnień. Każdy rok Tommy'ego Llewellyna to powieść z pewnością nieprzeciętna – pełna wzruszających scen, nietuzinkowa i absorbująca.

Już pierwsze sceny utrwalają niezwykłość tej historii – stają się namiastką pętli, do jakiej niefortunnie trafia wiedza o tym człowieku. W jego niecodziennym życiorysie nie ma przestrzeni na długotrwałe więzi, każda relacja okazuje się tymczasowa, każda wymaga ponownego nawiązania, gdyż powtarzający się corocznie reset, ogranicza datę istnienia w zaprzyjaźnionych oczach. Tommy to kreacja nasączona niewyobrażalną samotnością – samotnością swoistą, przerażającą, szalenie kłopotliwą. W jego myślach wyczuwa się oczywisty smutek, wyczuwa się też ból rozstania z wyrabianą corocznie ekspozycją życia, a jednak nie ma w jego postawie bezradności. Bo przecież on odnawia znajomości, próbuje zaistnieć w świadomości innych, chce stać się częścią ich rzeczywistości. I choć wydaje się to niemożliwe, sukcesywnie trawi własną osobliwość, nieustannie szuka luk w portrecie nieistnienia, dostrzegalnie chce utrwalić własne rysy w pamiętnikach bliskich osób. W perspektywie czytelnika zdaje się być zaskakująco odporny, przyjmuje swój los w sposób dziwnie naturalny, pozostawiając odbiorcę z wieloma pytaniami. Pragnienie doścignięcia normalności miesza się tu z mijanymi motywami, często niełatwymi, balansującymi wręcz na pograniczu śmierci, ale przede wszystkim z fragmentami przyjaźni oraz niesamowitą próbą miłości. To właśnie uczucia stają się tu największą motywacją – sensem walki o własną przynależność.

Tommy porusza się w zgodzie z własnym życiorysem, dorasta, a jednak co roku znika z codzienności innych. Nie ma go na fotografiach. Nie ma go w żadnych dokumentach. Nie ma go w zapisie ludzkich wspomnień. To właśnie osobliwość życia sprawia, że powieść Michael'a Thompsona staje się dla wyobraźni tak bardzo wyjątkowa i zdumiewająca. To z pewnością nieprzeciętna proza. Zaczepiona barwnie w motywie realizmu magicznego – w szczelinach gasnącej rokrocznie obecności, nieprawdopodobna, a jednak fascynująca, piękna i niezapomniana. W oczach odbiorcy to gotowy scenariusz filmowy – wypełniony szczerością uczuć oraz próbą nakreślenia tożsamości, napełniony miłością jedyną i niepodważalną.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Ale

„KIEDY ZAKWITNĄ BRZOSKWINIE” – MELISSA FU | Historia dotknięta pokłosiem wojennej posępności.

„KIEDY ZAKWITNĄ BRZOSKWINIE” – MELISSA FU | Historia dotknięta pokłosiem wojennej posępności.

Powieść nasączona fetorem brutalnej zawieruchy. Nieoczywista w emocjonalnej pochmurności, smutna, przenikliwa i poruszająca, jednocześnie pełna nieprzeciętnej kobiecej zawziętości, niezaprzeczalnie piękna, wiarygodna i zachwycająca. Melissa Fu z pewnością nie szczędzi swoich bohaterów, każe im ruszyć w pogoń za życiową nadzieją – po jedyną szansę na ukształtowanie bezpiecznego jutra. Kiedy zakwitną brzoskwinie to przejmująca podróż po zniszczonych wojną Chinach, to godna podziwu walka o przyszłość syna, to wieloletnie poświęcenia i definiowanie własnego miejsca.

Wystarczy kilka zanurzonych w smutku scen, aby dostrzec przeszywający charakter tej powieści. Rozstania zawsze doskwierają, niektóre natomiast boleśnie wrzynają się w ludzką duszę. Szczególnie te ostateczne. Meilin to kreacja pogrążona w dotkliwej bezradności, osaczona nostalgiczną niepewnością i przenikającą próbą kobiecego serca, niesamowicie dzielna i waleczna w ugruntowanej wojną ucieczce do lepszego życia. To zarys niepodważalnej matczynej miłości – tej wyrażonej w czynach, nie zawsze wygodnej, wielokrotnie domagającej się ofiarności, z pewnością prawdziwej, szczerej, wyjątkowej. Autorka narusza fabułą kilkadziesiąt lat wspomnień oraz dwa znamienne kontynenty, przemierza zmizerowaną scenerię chińskich miast – spustoszonych wojenną bezdusznością, aby wreszcie musnąć amerykańskiej przyszłości. To właśnie tam osadza dorosłość jedynego syna – Renshu pod nazwiskiem Henry Dao okazuje się mężczyzną niezwykle odpowiedzialnym, a jednak pełnym doskwierających wątpliwości. Narzucona przez córkę konfrontacja z przeszłością, staje się dla niego nie tyle obciążeniem, co ogłuszającą walką z niewypowiedzianymi na głos przykrościami, z traumą łamiącego serce dzieciństwa. Ta historia bezsprzecznie wymaga wrażliwego oka, nieuchronnie staje się wędrówką do nakreślenia elementarnych wartości, dla samego bohatera okazuje się ekspozycją własnej tożsamości.

Historia dotknięta pokłosiem wojennej posępności. Kiedy zakwitną brzoskwinie to swoista fotografia rodzinna – niesiona absolutną miłością, jednocześnie przygniatająca ciężarem nabywanych doświadczeń, niezwykle nostalgiczna, piękna i fascynująca. Melissa Fu każe bohaterom mierzyć się z najtrudniejszą drogą – z przenikliwą próbą zdefiniowania słowa „dom”, doszukuje się przynależności na każdym etapie ucieczki, w nasiąkniętych bólem ruinach chińskich miast, w goryczy pożegnanych uczuć, w niestrudzonej walce o bezpieczeństwo dnia, w pokorze i matczynej wytrwałości, w wieloletnich poświęceniach i wymagającej dorosłości, wreszcie w pokrzepieniu amerykańskiej codzienności.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Kobiecym

„TYLE GROŹNYCH MIEJSC” – STACY WILLINGHAM | Thriller przesiąknięty obsesyjną bezradnością…

„TYLE GROŹNYCH MIEJSC” – STACY WILLINGHAM | Thriller przesiąknięty obsesyjną bezradnością…

Ten tytuł potrafi stanowczo namącić w głowie. Rozdzierający smutek pogrążonej w bezsenności matki miesza się tu z elastycznym motywem zaginięcia dziecka oraz trudną do zdefiniowania przeszłością. Stacy Willingham filmowo wdziera się w otchłań kobiecej bezsilności, nie pozostawiając złudzeń o złożoności naruszonej intrygi. Tyle groźnych miejsc to powieść nasączona emocjonalną niepewnością, w odczuciu niezwykle tajemnicza i absorbująca, z biegiem wciągających stron coraz bardziej nieprzeciętna i zaskakująca.

Tu od początku wyczuwa się alarmujący klimat. I chociaż odbiorca wyraźnie przywiązuje się do słów podsuniętej mu narracji pierwszoosobowej, jednocześnie zabiega o pewien dystans, chce spojrzeć na prywatne śledztwo trzecią perspektywą, ewidentnie nie chce, aby umknął mu jakiś kluczowy szczegół. Co ciekawe, ta mimowolna czujność oraz odczuwalny brak zaufania przenikają również główną bohaterkę – matkę dotkniętą niewyobrażalną stratą, jaką bez wątpienia stanowi uprowadzenie synka. Czytelnik z zainteresowaniem wchodzi w bezradność roztrzęsionej kobiety – w jej przenikliwą samotność i niesione traumą zaburzenia snu, przedziera się także przez regularnie przywoływane wspomnienia, dostrzega istotne detale przeszłości, zatrważa się mroczną odsłoną epizodów dzieciństwa, wreszcie śledzi obsesyjne ściganie prawdy. Ta zdaje się być przykryta warstwą zmyślnego niedopowiedzenia, autorka świadomie balansuje na pograniczu wyczerpania zmysłów i mętnego wizerunku trapiącej nocami przypadłości, manewruje myślami, nieustannie zmienia ścieżki tego scenariusza. Rażący brak wiedzy na temat porwanego dziecka bezapelacyjnie psuje codzienność, przepełnia myśli, staje się koszmarną esencją każdego dnia, nie pozwala przerwać poszukiwań. To właśnie ten enigmatyczny charakter zdarzeń uzależnia najbardziej, z pewnością utrzymuje napięcie aż do samego końca.

Thriller przesiąknięty obsesyjną bezradnością – zawieszony w odmętach ludzkiej niepewności, mroczny, zagadkowy i niejednoznaczny. Sprawa uprowadzonego dziecka przeplata się tu z oparami drażniących zaburzeń snu, konfrontuje się także z obrazami przerażającej przeszłości, doskwiera zarówno zrozpaczonej matce, jak również pochłoniętemu odbiorcy. Stacy Willingham sugestywnie narusza wrażliwą narrację, tym samym każe zaufać rozgoryczonej i zdesperowanej kobiecie – kreacji, która nie ufa nawet same sobie. Tyle groźnych miejsc zaskakuje atmosferą wyczuwalnego niepokoju, fotograficznie scala kolejne elementy fabularnej tajemnicy, mimowolnie staje się intrygą chwytającą za serce.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Agora

„SZANTAŻYSTKA” – MARTA RYCZKO | Wyczuwa się tu fetor nieprzypadkowej zbrodni…

„SZANTAŻYSTKA” – MARTA RYCZKO | Wyczuwa się tu fetor nieprzypadkowej zbrodni…

Intryga wciągająca, różnorodna, niepozbawiona smutnych i poruszających scen. Szantażystka to nasączony fabularną niepewnością debiut kryminalny – historia osadzona w mocno plastycznym motywie zaginięcia, jednocześnie dotykająca innych treści, tych osobistych oraz stricte rodzinnych, podyktowanych chociażby przeżytą traumą, także zawodowych, wyniesionych ambicjami lub naruszoną tu ciekawie popularnością. Marta Ryczko z impetem wdziera się w tuszowane grzechy oraz ludzkie haniebności, ewidentnie próbuje omamić wyobraźnię.

Przestrzeń tej powieści zdaje się być zawieszona w niejednym scenariuszu, odbiorca obserwuje zatem wydarzenia, nieustannie dobierając możliwe zakończenia. To celowa dezorientacja – autorka zauważalnie bawi się podjętą dźwignią fabularną, regularnie zacieśnia granice poruszonego motywu zaginięcia, by po chwili wzbogacić wiedzę o świeże informacje. Wprawiony czytelnik zapewne wyczuje tu zbędne dłużyzny, niektóre fragmenty rzeczywiście mogłyby zostać skondensowane do krótszej formy, powinien jednak docenić samą konstrukcję oraz dwutorowy przebieg dochodzenia. Oficjalne działania policyjne zdają się być nieco przyduszone, ale w kluczowych momentach stają się niezbędne. Najbardziej absorbują wzmożone posunięcia głównej bohaterki. Anna to kreacja zarzucona kłującymi kompleksami, wyraźnie pozbawiona pewności siebie, zanurzona w dopisanej samodzielnie podrzędności – prywatne śledztwo staje się dla niej nie tylko szansą na odzyskanie medialnej reputacji, ale także pracą nad wiarą we własne możliwości. Podkomisarz to postać dostrzegalnie silna, skrojona na miarę podjętej służby, doświadczona w obranym fachu, a jednak przeczołgana przeżytą stratą, w środku zatem smutna, pełna zrozumiałego bólu. Ta zagadka bezsprzecznie wymaga czasu, domaga się cierpliwości oraz bardzo uważnego oka, tym bardziej, że zostaje utrwalona w świecie wizerunkowej popularności. 

Solidny debiut kryminalny. Marta Ryczko nieprzerwanie manipuluje wyobraźnią czytelnika, zmyślnie podsuwa możliwe tropy, ewidentnie chce utrzymać myśli w stanie zamierzonej niepewności. Szantażystka to powieść zagnieżdżona w elastycznym motywie zaginięcia, w ofensywnej i niezaprzeczalnie dociekliwej kobiecości, w niesionej presją potrzebie konfrontacji z własnymi słabościami, także w brudach przemycanej szeptem przeszłości i enigmatycznej otchłani medialnego środowiska, wreszcie w boleśnie wrzynającej się stracie. Wyczuwa się tu fetor nieprzypadkowej zbrodni, wyczuwa się też niepotrzebne przeciągnięcia fabularne, z pewnością jednak wyczuwa się woń angażującej intrygi.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Mando

„GDYBY JEDNAK” – REBECCA YARROS | Unikalna powieść romantyczna – ekscytująca, barwna i nieoczywista.

„GDYBY JEDNAK” – REBECCA YARROS | Unikalna powieść romantyczna – ekscytująca, barwna i nieoczywista.

Rebecca Yarros ponownie dostarcza szalonych wrażeń. Zatrważająca katastrofa lotnicza, sporadyczna relacja bez zobowiązań i wreszcie niecodzienne spotkanie po latach – swoiste i niespotykane, gdyż osadzone w nieobliczalnej strefie działań militarnych. Gdyby jednak to powieść nieprzeciętna i ekscytująca zarazem, z pewnością romantyczna i mocno przejmująca. Najbardziej zaskakuje alarmująca scenografia – współczesny Afganistan, pogrążony w chaosie brutalnej wojny.

Tu nie ma miejsca na fabularną delikatność, choć emocje charakteryzują się wyczuwalną subtelnością. Zanim odbiorca wkradnie się do szczelin wykreowanych barwnie wrażliwości, czeka na niego nadzwyczaj niefortunny lot – lot zakończony koszmarnym upadkiem samolotu do rzeki Missouri. Ten katastrofalny incydent okazuje się zalążkiem wyjątkowego uczucia – relacji obdarzonej dużą namiętnością, odczuwalnie szczerej i niezapomnianej, choć z biegiem mijanego czasu raczej okazjonalnej niż trwałej. Rzeczywistość utrwala jedynie krótkie fotografie wspólnej przyjemności, nie pozwala uwierzyć w jedność przeznaczenia, każe wręcz przedrzeć się przez gorycz bolesnego pożegnania. Niespodziewane spotkanie po latach staje się dla bohaterów szansą na przepracowanie doskwierających ran, to okazja do fabularnego pojednania i próba przetarcia się przez potok rodzinnych zmartwień, to narzucone życiem priorytety i nienasycone intymnością dusze, to portret miłości ważnej i dla serca z pewnością niezmiennej. A wszystko w perspektywie afgańskiego spiętrzenia, w hordzie działań ewakuacyjnych w Kabulu, w okolicznościach naznaczonych niepewnością jutra. Zastosowana tu naprzemienna narracja pierwszoosobowa pozwala nie tylko przedrzeć się przez naruszone zmysły obu skruszonych kreacji, ale też poczuć realne zagrożenie wojenne.

Niepowtarzalna historia. Źródło tej znajomości stanowi szokująca katastrofa w przestworzach, ale to afgańska rzeczywistość stanowi prawdziwie niebezpieczną scenerię dla kluczowych fragmentów bliskości. To w afekcie wojennego niepokoju osadzona zostaje konfrontacja z emocjonalną przeszłością, to w nim autorka zagnieżdża potrzebę zdefiniowania niepodważalnej siły miłości. Rebecca Yarros krzyżuje uczucia naruszone przeznaczeniem, doraźne w krótkich fabularnych intymnościach, domagające się czasu i wspólnej adaptacji, niezaprzeczalnie piękne i fascynujące. Gdyby jednak to z pewnością unikalna powieść romantyczna – ekscytująca, barwna i nieoczywista.
_____
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Hype

„SERCA ZE ŚNIEGU I PŁOMIENI” – MONIKA MAGOSKA-SUCHAR | Miłość scalona na pograniczu dwóch rozbieżnych światów

„SERCA ZE ŚNIEGU I PŁOMIENI” – MONIKA MAGOSKA-SUCHAR | Miłość scalona na pograniczu dwóch rozbieżnych światów

Zdumiewający romans. Pełen spontanicznej intymności i niezwykłych w swym zarysie zdarzeń, z pewnością niecodzienny i niepowtarzalny. Serca ze śniegu i płomieni to przygoda wyrwana szponom realności, nieco szalona i niespodziewana, a jednak wciągająca, uczuciowa i temperamentna. Monika Magoska-Suchar plastycznie bawi się własną wyobraźnią, intencjonalnie ucieka też w głąb paranormalnych scen – to właśnie w nich doszukuje się charyzmatycznej miłości dla swoich wyrazistych kreacji.

Przekraczając próg tej powieści, warto przygotować się na spiętrzenie poczucia własnego zaskoczenia. Baśniowo sportretowana kraina wiecznej zimy, niespodziewany atak niedźwiedzia i przypominający wikinga blondyn o niemałej posturze – już początek staje się wyrocznią intrygującej namiętności. Tu fabularnie zdarzyć może się dosłownie wszystko, a dzieje się jeszcze więcej. Bo przecież Bianca Miller traci kontrolę nad własnym samochodem i po wypadku budzi się w otchłani zupełnie innej rzeczywistości. Za oknem przysypana śniegiem Alaska, w środku natomiast olbrzymie łoże z baldachimem – pobudka w zamku budzi kobiece niepokoje, ale jeszcze bardziej szokuje fakt zapętlającej się przestrzeni. Miejsce bez ucieczki do dawnego życia, zatrzymana na zegarach godzina, odradzająca się doba i pełne ludzkiego cierpienia dźwięki z innych komnat – tak zbudowana sceneria fascynuje, może nawet uzależnia, z pewnością staje się idealnym tłem dla porywających doznań. Relacja bohaterów niewątpliwie rozwija się szybko, momentami aż trudno za nią nadążyć, w odczuciu natomiast zdaje się być z jednej strony zabawna, szczególnie w kontekście utartego już przerysowania męskiego przyrodzenia, z drugiej natomiast mocno euforyczna i nienasycona. To uczucie ewidentnie domaga się pikantnej fizyczności, nie próbuje trzymać żądz na wodzy, brnie w to pożądanie z widoczną nutą niegrzeczności, ale wymaga także przepracowania niezagojonych ran, w tym również zmierzenia się z pozornie odległą przeszłością. To właśnie ten efekt powrotu budzi najwięcej emocji, to w nim zatajona zostaje pewna nieprzewidywalność.

Miłość scalona na pograniczu dwóch rozbieżnych światów. Monika Magoska-Suchar zapętla oprószoną białym puchem przestrzeń, zatrzymuje też czas, tworząc resetującą się codziennie rzeczywistość – to właśnie tam, w zaciszu przykurzonych zamkowych komnat, w oparach donośnego cierpienia, stworzona zostaje więź soczystej intymności. Dzika i zauważalnie spontaniczna eksploracja namiętności z pewnością pobudza wyobraźnię, okazuje się także zalążkiem pięknego uczucia – intensywnego i szczerego, choć narażonego na własne nieistnienie. Serca ze śniegu i płomieni to romans paranormalny i nieoczywisty w przebiegu zdarzeń, z biegiem scen coraz bardziej intrygujący i niespodziewany.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Papierowe Serca

„NADBRZEŻNIK” – JOANNA BAGRIJ | Intryga przesiąknięta gęstą tajemnicą Zachodniego Pomorza…

„NADBRZEŻNIK” – JOANNA BAGRIJ | Intryga przesiąknięta gęstą tajemnicą Zachodniego Pomorza…

Kawał mocnego kryminału. Naznaczony zbrodnią nadmorskiego wybrzeża, nieoczywisty w przebiegu złożonego śledztwa, z pewnością przenikliwy i intrygujący, domagający się także czujnego oka. Joanna Bagrij ponownie angażuje doświadczoną aspirantkę, tym razem jednak diametralnie zmienia obraną scenerię. Owiany legendą Nadbrzeżnik przywołuje myśl o nierozwiązanych morderstwach sprzed lat, staje się także oczywistym znakiem zapytania. To niewątpliwie świetna lektura, idealna nawet dla wytrawnego miłośnika gatunku.

Autorka zmyślnie kieruje wzrok w stronę Zachodniego Pomorza, każe przedzierać się przez nierówności morskiej plaży, przez niedopowiedziane znaleziska i wypełnione ciemnością bunkry – to właśnie w takich okolicznościach osadza kryminalną zagadkę, to właśnie tam rejestruje początek enigmatycznej sprawy. Pierwszej zbrodni, inaugurującej seryjny wizerunek tajemniczego sprawcy. Rozgałęziona intryga regularnie wychyla się poza bieżące wydarzenia, swym alegorycznym charakterem przypomina nierozwikłane śledztwo sprzed dwudziestu lat, dla odbiorcy okazuje się zatem osobliwa i wieloaspektowa, z pewnością mocno frapująca. Czytelnik bacznie przygląda się kreowanym twarzom, uważnie obserwuje poszczególne epizody, doskonale wie, że kluczowe odpowiedzi przyniesie właściwe scalenie wszystkich, nawet najdrobniejszych elementów. Każde słowo i każdy gest mogą okazać się istotną podpowiedzią, a tych nie brakuje. Trudna do ujarzmienia liczba kreacji to jedno, fabuła nasączona mylnymi tropami to drugie, ale pozostaje jeszcze nieco chaotyczna narracja – zmieniająca się wielokrotnie, balansująca nie tylko między tradycyjną i pierwszoosobową formą, ale narzucająca także obraz lat dziewięćdziesiątych, dzieciństwa pełne przemocy, w odbiorze traumatyczne, choć w słowach małego chłopca nie do końca jeszcze zrozumiałe. Podejrzane znajomości z bidula, znamienne fotografie, dziwne zachowania i formułująca się ukradkiem prywatność dochodzenia – tak rodzi się poczucie niepokoju, tak też ewoluuje zaangażowanie odbiorcy.

Intryga przesiąknięta gęstą tajemnicą Zachodniego Pomorza – intensywna i solidna w przebiegu złożonego śledztwa, w odczuciu zagadkowa i niejednoznaczna. Joanna Bagrij nie pozostawia złudzeń o seryjnym charakterze sprawcy, każe wnikliwie przecierać poszczególne sceny i dociekliwie przyglądać się każdej zaangażowanej twarzy. Samą zbrodnię zagnieżdża w mrocznych szczelinach nadmorskiego bunkru – w niewyjaśnionej sprawie sprzed dwudziestu lat, w przejmującej dziecięcej narracji, w zacieśniających się podejrzeniach, w doskwierającej aurze przeszywającej niepewności. Tu grunt długo pozostaje grząski, a niebezpieczeństwo wyczuwa się na wielu stronach – świetny, choć wymagający kryminał.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Mova

„ZWIASTUN MROKU” – J.L. DRAKE | Romans owiany aurą panoszącej się tajemnicy…

„ZWIASTUN MROKU” – J.L. DRAKE | Romans owiany aurą panoszącej się tajemnicy…

Powieść zanurzona w oparach zamierzonej niejasności – intrygująca, zagadkowa i enigmatyczna, muśnięta także oczywistą dozą namiętności. J.L. Drake wkrada się w scenerię nakreśloną mgliście, nie poświęcając opisom szerszej uwagi, zauważalnie skupia się na zagrożonym życiu bohaterki – na alarmujących dźwiękach i przeszywających gestach. Zwiastun mroku emocjami balansuje na granicy pożądania oraz zbliżającego się niebezpieczeństwa, z pewnością plastycznie pobudza wyobraźnię.

Już pierwsze strony utrwalają fanatyczny wizerunek nieznanego mężczyzny – Jimmy Lasko zdaje się być pogrążony w mroku nasilającego się zła, maniakalnie próbuje zbliżyć się do życia naruszonej kobiecości, ewidentnie kroczy śladem własnego szaleńczego planu. Autorka dobiera tu naprzemienną narrację pierwszoosobową, pozwala zatem odbiorcy wejść zarówno w niezbadany umysł tajemniczego psychopaty, jak również wedrzeć się do wrażliwości wystraszonej Emily oraz zetrzeć się z myślami zaangażowanego w ochronę Setha – wieloletniego przyjaciela i jednocześnie świetnego policjanta. Między tą dwójką nieprzerwanie wyczuwa się iskrę czytelnej intymności, to w tej relacji zaszyta zostaje nić fabularnego romansu – z początku powściągliwego i zdystansowanego, z czasem jednak coraz bardziej pikantnego i tym samym euforycznego, niepozbawionego także trudnych emocjonalnych przejść. Kreacja bohaterki owiana zostaje tendencyjną niewiadomą, czytelnik otrzymuje zatem wgląd jedynie do zarysu rodzinnej przeszłości, do przeżytej boleśnie tragedii, także do ulotnych strzępów jej obecnej codzienności. Mimo wejścia w jej perspektywę, nie do końca może rozrysować sobie w głowie pełen portret psychologiczny, mimowolnie zachowuje zatem jeszcze większą ostrożność. I chociaż fabuła zdaje się być niepotrzebnie rozciągnięta w czasie, przez dłuższą część brakuje tu solidnej akcji, to jednak mocny finał nagradza ten nieśpieszny stan oczekiwania, okazuje się gęsty i filmowy, z pewnością stanowi świetny wstęp do drugiego tomu.

Romans owiany aurą panoszącej się tajemnicy – odczuwalnie nieśpieszny i wyraźnie stonowany w treści sensacyjnych zdarzeń, może nawet nadto przeciągnięty w słowach, a jednak niepokojący i mocno zagadkowy, z pewnością zmysłowy i zasnuty mgłą przerażającej męskiej obsesji. J.L. Drake zmyślnie wdziera się w ciemne zaułki ludzkiej duszy, każe odbiorcy brnąć wyczuwalnie grząskim i niepewnym gruntem, każe doszukiwać się złowieszczych szmerów i zagrażających epizodów, tym samym nieustannie wzmacnia podejrzliwość. Zwiastun mroku otwiera Mroczną Serię – swym alarmującym zakończeniem pokazuje, że to dopiero wstęp do bardziej złożonego i nieobliczalnego spektaklu.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Świat Książki

„LET ME LOVE YOU” – ZUZANNA WÓLCZYŃSKA | Niesamowicie uczuciowa, komfortowa i rozczulająca!

„LET ME LOVE YOU” – ZUZANNA WÓLCZYŃSKA | Niesamowicie uczuciowa, komfortowa i rozczulająca!

Przepiękna kontynuacja – w odczuciu znacznie bardziej wzruszająca, uczuciowa i płomienna niż pierwszy tom, w niektórych scenach subtelnie domykająca potrzebne łzy, z pewnością mocno kameralna, choć przecież naznaczona fabularną odległością. Zuzanna Wólczyńska ponownie przecina życiorysy bohaterów powieści Let Me Know, pozwala odnowić przerwaną świadomie więź, zmierzyć się z ciężarem brudnej przeszłości i jednocześnie przetrzeć nowe wątpliwości. Ta namiętność ewidentnie domaga się przetarcia, potrzebuje czasu i szczerości rozmów, wymaga wzajemnej obecności.

Ta historia zaczyna się dokładnie tam, gdzie kończy się literacki debiut – w treści krótkiej, aczkolwiek podświadomie wyczekiwanej wiadomości. Tysiące mil od siebie, w biegu nowych zajęć i w szaleństwie nowych znajomości, w dokuczliwej dwuletniej tęsknocie, myśli nieustannie wracają do wspólnych doświadczeń – do tego cudownego lata, które pozwoliło dotknąć najpiękniejszych doznań. Wystarczy jedno spojrzenie w oczy i jedno przytulenie, aby przywrócić gamę ówczesnych emocji, aby ponownie zakraść się w upragnioną bliskość. Dialogi tej dwójki to prawdziwe złoto – wypełnione nutą sarkazmu oaz wdziękiem przenikliwej zazdrości, nierzadko zmysłowe, idealnie zbalansowane z tempem zainaugurowanych zdarzeń. W głośnej wymianie zdań wreszcie wyczuwa się to, co zostało zmyślnie pominięte we wcześniejszych spotkaniach – prawdziwość wyznań. I chociaż początkowo to tylko jednostronna deklaracja, wyczuwa się w niej intencyjną przejrzystość. Autorka regularnie przemyca tu fragmenty nieujawnionej wcześniej przeszłości, przybliża trudne przeżycia Noaha, wnika w tembr uzależnienia, przywołuje nie tylko konsekwencje, ale też dotkliwe kłamstwa i naturalne słabości. Za pomocą jego twarzy chce pokazać, jak bardzo potrzebne jest wzajemne zaufanie, jak bardzo potrzebne jest przebaczenie. Miłość wymaga tu dotarcia, wymaga też nieporozumień, domaga się kolejnych ujmujących dni. A wszystko w zapisie naprzemiennej narracji pierwszoosobowej – niezwykle intymnej, czułej, naznaczonej niepewnością i słowami złożonej sobie obietnicy.

Niesamowicie uczuciowa, komfortowa i rozczulająca – utkana nicią rozkosznej uszczypliwości. Let Me Love You to poruszająca konfrontacja z nieznaną wcześniej przeszłością, to także próba odbudowania tego, co zostało mocno nadszarpnięte w pierwszym tomie. Zuzanna Wólczyńska ponownie utrwala codzienność bohaterów powieści Let Me Know, wdziera się w ich stęsknione wrażliwości, zauważalnie chce pomóc w przetrawieniu najtrudniejszych emocji. To historia pełna refleksyjnych epizodów, niepozbawiona kłótni i kąśliwych rozczarowań, przepełniona także zrozumiałą wewnętrzną złością, ale przede wszystkim to książka kameralna i niezwykle romantyczna, dopełniająca ważne wątki, jednocześnie otwierająca zamysł na odrębną powieść o kreacjach drugoplanowych.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Jaguar

PATRONAT MEDIALNY

Copyright © 2016 Mozaika Literacka , Blogger