"STRACEŃCY" - INGAR JOHNSRUD | PRZEDPREMIEROWO
Wirus ospy zazwyczaj kojarzy się z okresem dzieciństwa, a łagodny przebieg choroby świadczy o jej skutecznym opanowaniu przez światową medycynę. Nie każdy ma jednak świadomość, że ospa wietrzna etiologicznie mało ma wspólnego ze śmiercionośnym wirusem ospy prawdziwej, który przez lata dziesiątkował zainfekowanych. Choroba ta została już szczęśliwie zwalczona w latach osiemdziesiątych XX wieku, ale Ingar Johnsrud przywraca jej zabójczy żywot, wykorzystując go w zawiłej fabule powieści Straceńcy.
Nadkomisarz Fredrik Beier walczy z demonami niedalekiej przeszłości. Niecałe dwa lata wcześniej uczestniczył w głośnej akcji, która tragicznie odbiła się na życiu i zdrowiu podległych mu policjantów. Mężczyzna ewidentnie gubi się we własnych słabościach, a powstałe lęki tłumi alkoholem i środkami przeciwbólowymi. Życie prywatne Fredrika również potwierdza upadek, jaki dokonał się w jego duszy, ale bohater świadomie angażuje się w kolejną zajmującą sprawę. W różnych dzielnicach Oslo policjanci znajdują bowiem ciała dwóch nieboszczyków, których personalia wskazują początkowo na jedną osobę. Oba morderstwa zdają się być powiązane, a kluczem do rozwiązania zagadki jest stare zdjęcie przedstawiające małą dziewczynkę. Nietypowa sprawa szybko przynosi kolejne niewiadome, ale Beier ma do pomocy dobrze wyszkolonych śledczych: Andreasa Figuerasa i Kafę Iqbal. Obecne wydarzenia autor dodatkowo przeplata retrospekcjami, które przenoszą myśli na teren Rosji, gdzie w końcówce XX wieku odbyła się tajemnicza misja norweskich komandosów. Czy tak odległe sprawy mogą być ze sobą powiązane? Co ma z tym wspólnego wirus ospy?
Pytania mnożą się zaskakująco szybko, ale autor sprytnie ukrywa odpowiedzi w czeluściach zawiłej fabuły. Ingar Johnsrud potwierdza, że jest miłośnikiem wielkich spektakli, w których nie ma miejsca na rozchwytywany obecnie minimalizm. Sprawnie prowadzone dochodzenie regularnie przynosi nowe wątki, a te jeszcze bardziej komplikują i tak mocno rozgałęzione śledztwo. W tej powieści nie ma jednak miejsca na ekstensywność opisów, pozostaje jedynie dynamiczna akcja, która w oczach czytelnika przyjmuje nadzwyczaj dosadną formę. Norweski autor zauważalnie ceni sobie wątki sensacyjne i dość intensywnie szprycuje nimi fabułę, ale zaproponowane sceny nie rażą krwawym przesytem i utrzymane są w stałych ryzach przyzwoitości.
Intrygująca linia fabularna wzbogacona jest fragmentami niedalekiej przeszłości, które skutecznie angażują uwagę i sprawiają, że przewodnia myśl autora zaczyna stopniowo mrozić krew w żyłach odbiorcy. Czytelnik łapie się zatem na emocjonalny haczyk i korzystając ze żwawego tempa powieści, brnie przez krótkie rozdziały aż do finału, który zaskakująco płynnie wiąże wykreowane wcześniej niejasności. Mocnym akcentem okazuje się też zauważalnie mętny nastrój, idealnie wypełniający kolejne epizody, jednakże Johnsrud nieco nadaktywnie rządzi się brutalnym językiem, co w odczuciu odbiorcy, zamiast odpowiednio wyważonej mrocznej aury, może uskuteczniać lekkie zniesmaczenie.
Dobitne słownictwo bez wątpienia podkreśla męski charakter powieści, ale autor równie mocno buduje sylwetki bohaterów. Nadrzędna rola bez dwóch zdań przysługuje Fredrikowi Beierowi, który mimo osobistych niepowodzeń oraz dużej niechęci ze strony przełożonych aktywnie uczestniczy w wielowymiarowym śledztwie. Mężczyzna często wraca do swoich słabości, surowo zamyka się w sobie i mimowolnie częstuje innych własną chwiejnością emocjonalną. Jego działania przybierają postać machinalnych, często zbyt spontanicznych lub nieprzemyślanych, ale finalnie należne jest mu także ogromne doświadczenie oraz nieprzeciętne umiejętności logicznego łączenia faktów. Bohaterowi towarzyszy w śledztwie Kafa Iqbal, której spryt oraz bystry umysł okazują się solidnym atutem w prowadzonej sprawie. Autor nie pozostaje też obojętny Andreasowi Figuerasowi, którego wizerunek obarcza jednak pewną dwuznacznością. Trójkę policjantów charakteryzują zaawansowane umiejętności śledcze i każdy z nich zdaje się wnosić do morderczej gry coś od siebie.
Morderstwa na szeroką skalę, niepokojące fakty z przeszłości norweskich komandosów, a także wyjątkowo rozgałęziona fabuła potwierdzają, że nazwisko autora nieprzypadkowo zaczyna wybijać się poza norweskie granice. Ingar Johnsrud nie bawi się bowiem w kanciaste rozwiązania, w zamian proponuje właściwie skonstruowaną machinę złego postępowania, która ubrana w mętną powłokę skandynawskiego klimatu, okazuje się idealnym zestawem dla żądnego sensacji czytelnika.
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Otwarte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.