"SZTUKI I SZTUCZKI" - MARTA REICH | „Cały świat to scena..."
„Cały świat to scena,
A ludzie na nim to tylko aktorzy.
Każdy z nich wchodzi na scenę i znika,
A kiedy na niej jest, gra różne role.”
Chociaż William Szekspir wielokrotnie był krytykowany za dość charakterne słowa swej idyllicznej komedii Jak wam się podoba, to trzeba przyznać, że jej treść jest nie tylko wymowna, ale też ponadczasowa. Przytoczony cytat okazuje się także jednym z solidnych fundamentów powieści Sztuki i sztuczki, którą Marta Reich kontynuuje opierzoną artyzmem i złożonymi machlojkami sagę kryminalną. Pierwsza część cyklu, Morderstwo i cała reszta, okazała się nadzwyczaj przemyślanym, stanowczym i jednocześnie płynnym wejściem na polski rynek wydawniczy. Czy mocno rozbudowana intryga, jaką autorka sprytnie rozpisała w drugim tomie, jest w moich oczach równie angażująca?
Niezaprzeczalny talent aktorski, duże pieniądze i stale rosnąca sława to codzienność Izabeli Zawilskiej. Popularna aktorka przygotowuje się do odegrania roli słynnej Ofelii, mając pełną świadomość, iż to właśnie rola w szekspirowskim Hamlecie ma stanowić wisienkę na jej zawodowej karierze. Przygotowania trwają w najlepsze i wydaje się, że tak znana persona nie musi obawiać się właściwie o nic, a jednak wokół życia gwiazdy nieoczekiwanie zaczynają się dziać takie rzeczy, że doświadczona kobieta zwyczajnie otula się strachem o własny los. Pola Białohorska, dzierżąca w jednym palcu cały dziennikarski fach, podchodzi do gwiazdy z niemałym dystansem i tym samym zaskakuje ją fakt, iż znana artystka zwraca się o pomoc właśnie do niej. Nic w tym dziwnego, gdyż nawet w najbliższym teatralnym kręgu, listy z pogróżkami, nietypowe przesyłki, a także sytuacje, z których Zawilska ledwo uchodzi z życiem, zdają się być jedynie wymysłem spanikowanej aktorki. Stanowisko młodej dziennikarki zmienia się diametralnie, gdy pozbawiona najmniejszego wsparcia Izabela Zawilska, zostaje zastrzelona przed własnym domem. Chociaż Pola nie chce wikłać się w kolejne trudne śledztwo, wszystko wskazuje na to, że jej bezgraniczna ciekawość weźmie w tym przypadku górę…
Młoda autorka już na początku pokazuje, iż ryzykowne zagrania nie są jej straszne. Rolę tradycyjnego narratora przejmuje tu bowiem Pola Białohorska, nieprzerwanie interpretując scenariusz własną wyobraźnią. Pierwszoosobowa relacja pozwala czytelnikowi nie tylko śledzić bieżące wydarzenia, ale też nadawać opisom autentycznych emocji i odpowiednio argumentować decyzje głównej bohaterki, szczególnie te, które wymykają się ogólnym ramom logiki. Marta Reich zauważalnie walczy o to, aby odbiorca nie skupiał się wyłącznie na czytaniu, ale też współuczestniczył w prowadzonym dochodzeniu. Zastosowane przez autorkę opisy, niezwykle detaliczne, dopracowane stylistycznie i merytorycznie odnoszące się do rzeczywistości, same w sobie mają widocznego zadziora i uzupełniają fabułę w sposób interesujący, ale dla czytelnika, który łaknie pełnokrwistej akcji kryminalnej, mogą okazać się nieco nużące. Uwaga ta dotyczy przede wszystkim obszernych opisów odwiedzanych przez bohaterkę miejsc, a także plastycznych zarysów postaci drugoplanowych, które delikatnie mijają się z prowadzonym śledztwem, zaburzając przy tym płynność czytania.
Chociaż Sztuki i sztuczki gatunkowo wbijają się w szablon kryminału, to w trakcie lektury można odnieść całkiem śmiałe wrażenie, iż sumiennie prowadzone śledztwo jest tylko częścią zajmującego spektaklu. Wzrok czytelnika często przenosi się bowiem z owianej morderczą nutą zagadki na równie intrygujące aspekty obyczajowe, w tym ten najbardziej interesujący, otwarcie i szczerze relacjonujący życiowe wybory głównej bohaterki. Autorka kładzie również nacisk na teatralno-polityczny wydźwięk powieści, zaświadczając tym samym, że seria kryminalna z Polą Białohorską, ma na celu nie tylko zbierać kolejne trupy, ale też mierzyć w szeroko rozumiane wyższe sfery. Na samo morderstwo odbiorca ponownie musi zaczekać, tym razem aż osiemdziesiąt stron, ale trzeba przyznać, że zapowiedź zbrodni wisi między wierszami niemal od początku. Po przekroczeniu pierwszego morderczego progu Marta Reich zaczyna wyraźnie rosnąć w kryminalną siłę i tym samym daje upust oczekiwaniom żądnych krwi czytelników. Od tej pory śmierć zaczyna dosłownie gonić śmierć. Co ważne, czym dalej odbiorca zapędza się w zaułki wielotorowego śledztwa, tym jaśniejszy staje się fakt, że autorka naprawdę musiała wykonać rzetelną pracę, aby ostateczny wizerunek fabularny był tak optymalnie spleciony. Tu nawet najmniejsze gesty i słowa są tak logicznie sportretowane, że potrzeba nie lada umiejętności, aby wyprzedzić bohaterów w typowaniu przebiegłego sprawcy.
Prawie osiemset stron kryminału to jednak nie tylko wieloaspektowa intryga i zauważalnie obszerne opisy, ale też splot świetnie rozpisanych kreacji, których niecne charakterki idealnie zaostrzają apetyt na więcej. W tym obszarze autorka spisała się na medal, gdyż obsada bohaterska jest na tyle różnorodna, że czytelnik swobodnie odnajduje się w tym literackim tłumie. Dodatkowym atutem okazuje się umieszczony wewnątrz książki spis bohaterów, którym można wspomóc się w chwili roztargnienia. Nie ma natomiast wątpliwości, które postaci zasługują na największy potok słów. Pola Białohorska, której dziennikarska dociekliwość dosłownie zjada sumienie od wewnątrz, staje się zarówno oczkiem w głowie odbiorcy, jak i wyjątkowo skrupulatnym narratorem tej opowieści. Czytelnik, choć fragmentarycznie może negować rozchwiane myśli bohaterki, jednocześnie docenia jej natrętny charakter, gdyż to właśnie on sprawia, że zawikłane dochodzenie sukcesywnie zmierza we właściwą stronę. Życiowym partnerem kobiety jest Alex, którego autorka ponownie otacza aurą tajemniczości. Biznesmen z jednej strony zdaje się być bezpieczną opoką, ale kolejno ujawniane fakty wskazują na to, że jego zamiary nie są tak czyste, jak wskazuje na to wyraźne zaufanie Poli. Krąg najbardziej znaczących postaci zamyka Bartek. Pełniący funkcję śledczego mężczyzna jest w moich oczach stuprocentowym kandydatem na niegrzecznego chłopca, który za nic ma wszelkie etykiety i konwenanse. To jemu najczęściej wymsknie się przekleństwo i to on najszybciej obrzuci rozmówcę błotem. Tak bezpośrednie podejście powinno prowadzić mężczyznę do szybkiego sukcesu, ale okazuje się, że sam Bartek, bez przebiegłej postawy Poli, w dochodzeniu nie miałby większych szans.
Marta Reich podnosi kurtyny nadzwyczaj barwnego przedstawienia, którego fabuła intryguje, rozbawia i zaskakuje zarazem. Bogato zarysowane kreacje bohaterów, imponująca znajomość wyższych sfer, a także sumiennie prowadzona, wieloaspektowa intryga kryminalna sprawiają, że powieść czyta się z niesłabnącym zaangażowaniem. To właśnie tu, na mocno obleganej warszawskiej scenie, kryminalne szpony wkraczają w pozbawiony skrupułów świat artystyczny i wyjątkowo bezwzględne grono polityków. Chociaż charakter powieści można fragmentami uznać za nieco zbyt opisowy, to jednocześnie autorka tak solidnie dobiera słowa, że nawet skrajnie długa charakterystyka starego budynku, staje się czystym potwierdzeniem jej pisarskiego warsztatu. Przytoczony na początku recenzji fragment utworu Williama Szekspira przekonuje, że ludzkie życie to jedynie rola, do której scenariusz piszą okoliczności. Marta Reich powieścią Sztuki i sztuczki potwierdza natomiast, jak bardzo kuszący jest w życiu ten scenariusz, który zamiast zacieśniać więzi, buduje drogę prosto do ludzkiej zguby...
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Oficynka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.