"CARPE DIEM" - DIANE ROSE | PRZEDPREMIEROWO

Życie niejednokrotnie dowiodło, jak bardzo potrafi być kruche. Czasem zwykła chwila nieuwagi okazuje się wystarczająca, aby sfinalizować to, co rozpoczęło się w dniu narodzin. Śmierć lubi przyjść niezapowiedziana i od tak przykryć swą bezlitośnie czarną płachtą ludzki życiorys. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie, ale można czekać na nią świadomie, celebrując każdy dzień i chwytając w nim to, co ma do zaoferowania. Jakże wymowne zdają się tu zatem słowa, jakimi Maciej Balcar kończy kultową piosenkę Dżemu: „Chwila, która trwa, może być najlepszą z Twoich chwil. Najlepszą z Twoich chwil”. Właśnie taka myśl, prosta w przekazie, a jednocześnie w pełni trzeźwa, staje się motorem napędowym powieści Carpe diem, którą Diane Rose (autorka bloga Recenzje z Pazurem) rozpoczyna swą przygodę z piórem. Bohaterka tego debiutu ma jednak nieco trudniej od większości z nas, gdyż doskonale wie, że jej życie właśnie dobiega końca…

Rosalie Heart chciałaby tryskać energią i odpowiednio korzystać z własnej młodości. Chciałaby też planować przyszłość, aby poczuć zapach satysfakcji i spełniających się marzeń. Życie okazuje się jednak mniej łaskawe i rzuca pod nogi studentki potężną kłodę w postaci wadliwego serca. Chociaż zegar Rosalie nieubłaganie wyznacza ostatnie dni, w jej duszy próżno szukać nadziei na pokonanie parszywej choroby. Młoda kobieta nie tworzy zatem żadnych planów, nie myśli też o spełnianiu się w miłości, w zamian żyje z dnia na dzień, odliczając pozostały jej czas. Jej stosunek do życia zmienia się diametralnie, gdy na swojej drodze niespodziewanie spotyka kogoś, kto potrafi rozchmurzyć nawet najbardziej pochmurne myśli. Czy Daniel okaże się wystarczającym wsparciem w walce z nieuchronnym końcem?

Nie łatwo jest pisać o chorobie tak, aby przedstawić jej bezwzględny charakter, a jednocześnie zachować odpowiednią gamę optymizmu. Diane Rose w swoim debiucie literackim optymalnie wyważa słodko-gorzkie proporcje, dzięki czemu czytelnik staje się obserwatorem pięknych i nadzwyczaj poruszających scen. Autorka od początku oddaje głos dwójce bohaterów, Rosalie i Danielowi, pozwalając im na samodzielne zrelacjonowanie własnej historii. Lekki i niezwykle płynny język pozwala szybko chłonąć kolejne strony, a transferowane za jego pomocą emocje tworzą obraz spontanicznej walki ze zbliżającą się śmiercią. W oczach młodej bohaterki nałożony wyrok jest przeszkodą nie do pokonania, ale kobieta zamiast wytaczać kolejne łzy, zaczyna chwytać najmniejsze radości dnia codziennego. Tytułowa i jakże ulotna myśl Carpe diem bezsprzecznie staje się wiernym towarzyszem studentki, ale dopiero mgiełka szczerej miłości sprawia, że serce Rosalie zaczyna błagać o prawdziwy cud. Nowo poznane uczucie smakuje bowiem niczym zakazany owoc, jest takie naturalne, soczyste i zdrowe…
Kręgosłup tej powieści niewątpliwie tworzy ujmująca fabuła, ale jej stabilną podporą okazują się właściwie potraktowani bohaterowie. Każdy z nich może pochwalić się wyjątkową charyzmą oraz niemałą dozą autentyczności, co pozwala łatwo wtopić się w ich poharatane myśli. Rosalie Heart nie uruchamia żadnych planów na jutro, skupia się jedynie na tym, co tu i teraz, celowo nie dając sobie szansy na poczucie nadziei, którą z góry uważa za zgubną. Pogodzona z niewydolnością własnego serca, mozolnie wylicza pozostałe jej dni i chociaż zasadność tak precyzyjnie określonej liczby można podać w wątpliwość, to finalnie odbiorca zdaje sobie sprawę, że proces odliczania jest tu zwyczajnie umowny. Gdy na drodze Rosalie staje czarujący Daniel, serce kobiety zaczyna wyczuwać coś więcej niż tylko nadciągającą śmierć. Niewątpliwie przystojny i wyjątkowo ambitny lekarz przez wielu uznawany jest za szpitalnego gbura, nie ma bowiem czasu na jakiekolwiek współczucie i widzi w sobie jedynie mechanika, który zajmuje się naprawą „zepsutych” ludzi. Czy mężczyzna zdecyduje się zawalczyć o lepszą opinię? Odpowiedzi na to pytanie warto poszukać bezpośrednio w powieści. Zauważalnie bogaty charakter przysługuje natomiast Jamesowi, któremu autorka nadaje rolę starszego brata chorej Rosalie. Diane Rose tworzy z niego postać okraszoną wyraźnym humorem, fragmentami niemal komiczną, ale jednocześnie najbardziej budującą i stale motywującą do działania. Pozbawiona dystansu relacja rodzeństwa jest piękna w swej humorystycznej prostocie, zdaje się też być niezwykle wartościowa i pozostawiająca miejsce na tak ważną przestrzeń osobistą.

Przejmujący i gorzki, a jednocześnie lekki, pogodny i spontaniczny – taki jest debiut Diane Rose. Historia Rosalie Heart chwyta za duszę i sprawia, że serce chce płakać i śmiać się zarazem. Tu nikt nie pozoruje emocji, gdyż te przychodzą same i z impetem wdzierają się do wnętrza ludzkiej wrażliwości. Chociaż niektóre z nich są jawnym wyrazem goryczy, to w innych łatwo można dostrzec piękno szczerego optymizmu. Czy niespodziewane uczucie wystarczy, aby wyzwać bezduszną śmierć na pojedynek? Koniecznie się o tym przekonajcie!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Diane Rose oraz wydawnictwu Videograf.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.

PATRONAT MEDIALNY

Copyright © 2016 Mozaika Literacka , Blogger