"FELICIA ZAGINĘŁA" - JØRN LIER HORST | Temu panu burczy w brzuchu...

W przypisie do posłowia powieści Felicia zaginęła Jørna Liera Horsta można przeczytać, że tylko w samej Norwegii w roku 2017 miało miejsce aż 1327 zaginięć. Ściśle zaplanowane samobójstwa, uprowadzenia i bezwzględne morderstwa. Zaginięcia mogą mieć różne podłoże, ale niezależnie od ich przebiegu, za każdym kryje się człowiek i jego historia. Właśnie ten, wyraźnie społeczny motyw, wykorzystuje Horst do wykreowania intrygi kryminalnej w drugim dochodzeniu norweskiego komisarza, Williama Wistinga.

W trakcie prac budowlanych na drodze krajowej, wykopana zostaje szafka na ubrania, wewnątrz której znajdują się ludzkie zwłoki. Ofiara zostaje zidentyfikowana jako kobieta, która ćwierć wieku wcześniej zaginęła w nieznanych okolicznościach. Śledztwo wymaga pośpiechu, gdyż dosłownie za kilka dni sprawa ma ulec przedawnieniu. Trudne dochodzenie prowadzi doświadczony policjant, William Wisting, który w tym samym czasie przyjmuje zgłoszenie zaginięcia młodej mieszkanki miasta. Wszystko wskazuje na to, że dwie pozornie różne sprawy mają ze sobą wiele wspólnego…

Jørn Lier Horst buduje fabułę w sposób sukcesywny, umożliwiając odbiorcy płynne wdrożenie się w dwutorowo prowadzone śledztwo. Odpowiednio dostosowane tempo i zauważalnie krótkie rozdziały zdają się być czystym impulsem do zaangażowania się w lekturę, a dobrze spożytkowany motyw zaginięcia sprawia, że książka nabiera wyraźnie społecznego charakteru. Nie ma wątpliwości, że autor świadomie tworzy warstwę obyczajową, niejako podpowiadając czytelnikowi, że to właśnie w jej czeluściach należy szukać właściwych odpowiedzi. Co ważne, Horst w żaden sposób nie nagina rzeczywistości, od początku podąża tropem realnych zdarzeń i kreuje poszlaki na tyle metodycznie i przekonująco, że finalnie nabierają one nie tylko sensu fabularnego, ale też tworzą autentyczną przestrogę. Umiarkowana zawiłość fabularna sprawia, że czytelnik nie potrzebuje ogromnych pokładów skupienia, aby odpowiednio chłonąć wydarzenia, natomiast inne wrażenia przynosi sama zagadka kryminalna, prowadzona równolegle na dwóch frontach, która niezaprzeczalnie wymaga od odbiorcy zarówno uważnego czytania, jak i logicznego wyłapywania szczególików, tak skrzętnie ukrytych przez pisarza. Opisy prowadzonego dochodzenia potwierdzają, że autor posiada ogromną wiedzę ekspercką i bez najmniejszych oporów wykorzystuje ją do polepszenia jakości swojej powieści. Dzięki temu wykreowany proces śledczy jest nie tylko interesujący, ale też wiernie oddaje realia pracy norweskiej policji.
Kwintesencją powieści zdaje się być nie tyle pomysłowe wykorzystanie motywu zaginięcia, co główny śledczy, którego autor niewzruszenie kreuje na postać zaskakująco wręcz przyziemną. William Wisting to bowiem człowiek, jakich dużo, a jednocześnie bohater, jakich naprawdę niewiele. Mogłabym spokojnie napisać, że to najbardziej ludzki komisarz, z jakim literacko miałam do czynienia. Tylko on regularnie uzbraja własne myśli w tak powszednią czynność, jak jedzenie. Wystarczy, dla przykładu, nastawić obraz pamięci na inne kryminały i wtedy łatwo można dostrzec, jak ich bohaterowie niemal przez całe dochodzenie zamykają się na własną przyziemność. Jeżeli nawet zdarza im się wyjątkowo zajrzeć do lodówki – ta niespodziewanie okazuje się zionąć bezgraniczną pustką. Ogromnie cieszy mnie zatem fakt, że Horst odbiega od kreacji bohatera – nadczłowieka (również w kontekście działań zawodowych), ucieka też od tworzenia utartego już schematu samotnika lub indywidualisty. W zamian czytelnik otrzymuje we władanie człowieka z krwi i kości, o pospolitym wyglądzie, przeciętnych manierach i pozbawionym pewnej osobliwości charakterze. Autor udowadnia tym samym, że książkowy śledczy nie musi mieć paranoicznych uzależnień, nie musi mieć horrendalnie widocznych skaz, nie muszą go też ścigać wstrząsające demony przeszłości, aby mógł on w oczach odbiorcy stać się postacią wiarygodną, intrygującą i przede wszystkim pamiętliwą. Domyślam się, że Horst w kolejnych tomach utoruje Wistingowi drogę pod dużą górkę, ale na tym konkretnym etapie delektuję się tak autentyczną kreacją.

Felicia zaginęła to kryminał wyssany wprost z norweskiej rzeczywistości, otulony szeroką warstwą ludzkiego dramatu i jednocześnie utrwalający wizerunek doszczętnie przyziemnego komisarza. Autor zadbał tu niemal o wszystko, precyzyjnie opisując kolejne kroki śledztwa i odpowiednio dawkując tak pożądany gatunkowo poziom napięcia. Chociaż sam motyw zaginięcia może się pierwotnie wydać mocno przemielony, to jednak pan Jørn Lier Horst potwierdza, że potrafi nie tylko wyjść poza znane schematy, ale też realnie zaskoczyć odbiorcę. Wszystkim miłośnikom gatunku – naprawdę polecam!

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję agencji Business&Culture oraz wydawnictwu Smak Słowa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.

PATRONAT MEDIALNY

Copyright © 2016 Mozaika Literacka , Blogger