"PIERWSZA PRZYCHODZI MIŁOŚĆ" - EMILY GIFFIN | Siostrzana przyjaźń po grób

Przysłowiowa kość niezgody często okala siostrzane uczucia. Gorącym impulsem nierzadko jest zazdrość o względy rodziców lub przychylność starszego brata. Wzajemne relacje często pokrywa nuta dziecinnej goryczy, ale ten lekko skażony nawóz stanowi mocne podłoże dla owoców prawdziwej miłości. Każdy grunt staje się lepszy, kiedy wzmacnia go siła honorowej przyjaźni, a jej hasłem powinien być zawsze bezwzględny szacunek i dozgonne wsparcie. Emily Giffin w powieści „Pierwsza przychodzi miłość” stawia rodzinną więź na ringu i już na wstępie obarcza ją traumatycznym przeżyciem. 

Autorka nie czeka i już pierwsze strony powieści nakreśla okrutną śmiercią. Dwudziestopięcioletni Daniel ginie w wypadku samochodowym, pozostawiając na świecie rodziców, dwie siostry i bystrą narzeczoną Sophie. Od tragicznego wieczoru upływa piętnaście lat, a trauma nieustannie wrzyna się w życie każdego z bohaterów. Rodzice rozwiedli się, Meredith żyje w pozornie szczęśliwym związku z mężem i córką, a niezależna Josie zdaje się żyć własnym życiem. Czytelnik poznaje historię z punktu widzenia obu sióstr, co możliwe jest dzięki podwójnej, pierwszoosobowej narracji. Meredith głośno krytykuje działania siostry, otwarcie wytyka jej egoizm i ciągłą chęć bycia na pierwszym planie. Josie, zniechęcona poszukiwaniem mężczyzny życia, podejmuje decyzję o sztucznym zapłodnieniu. Bieżące wydarzenia przenikają się z dawnymi wspomnieniami, które mimowolnie poprowadziły rodzinę w las wzajemnej niechęci. Czy siostry mają szansę zbudować trwały most przyjaźni, która pomoże im zneutralizować pamięć po najtrudniejszych chwilach?

Giffin szybko wdziera się w fabułę powieści i już na wstępie gwarantuje odbiorcy traumatyczne przeżycia. Powrót do wydarzeń sprzed lat staje się fundamentem historii, a brak pogodzenia się ze śmiercią bliskiej osoby staje się kłodą na drodze każdej z bohaterek. Naprzemienna opowieść dwóch sióstr tworzy prezentację ich osobowości, przedstawia ich wewnętrzne rozważania, jest też dowodem na różnice w ich poglądach. Niezaprzeczalna lekkość sprawia, że czytelnik sprawnie pochłania kolejne strony, nie przejmując się wolniejszym tempem niektórych scen. 

Amerykańska pisarka aplikuje bohaterom zastrzyk trudnych spraw i negatywnych emocji, a te towarzyszą im niemal bez przerwy. Okres rekonwalescencji po stracie bliskiej osoby jest kamieniem na sercu obu bohaterek, ale autorka dokłada im więcej powodów do dyskusji. Obie bohaterki próbują bowiem znaleźć własne miejsce w życiu, a to podnosi poziom egoizmu w ich codziennym postępowaniu. Emily Giffin doskonale czuje się w swojej roli i wykorzystuje kobiece emocje do stworzenia kolejnej pięknej opowieści. Wyostrzony zmysł obserwacyjny pozwala autorce szlifować postawy bohaterek i z gracją prezentować ich odczucia. Każda z postaci opisana jest bowiem z niezwykłą starannością i sprawia wrażenie realnej osoby, którą zna każdy z nas. Problemy bohaterek zdają się być realne i czytelnik mimowolnie chce im pomóc w pokonaniu wszelkich przeciwności losu, jakie stają na ich drodze. 

Nie pierwszy raz autorka potwierdza własny fach w tworzeniu autentycznych postaci literackich. Każda z kreacji dopracowana jest w najmniejszym detalu, co pozwala wyobraźni odtworzyć wierny obraz poszczególnych scen. Giffin nie boi się różnicować głównych bohaterek i celowo buduje ich postawy na dwóch różnych frontach. Meredith funkcjonuje szablonowo, a każdy jej krok zdaje się być zgodny z prawidłami sztuki moralnej. Najgłębszym rozważaniom poddaje własny związek z Nolanem, co czytelnik odbiera jako szukanie dziury w całym. Jej zamknięta postawa kłoci się z niekłamaną otwartością Josie, której działania często są decyzją chwili. Chcąc uzupełnić lukę we własnym życiu, kobieta decyduje się na zabieg sztucznego zapłodnienia, co sprawia, że odbiorca towarzyszy jej w momentami humorystycznym wyborze dawcy nasienia. Porównanie charakteru obu sióstr skutkuje wychwalaniem swobodnej postawy Josie i negowaniem drętwej osobowości Meredith. 

Na pomoc kobietom przychodzą mężczyźni, których sylwetki autorka obdarzyła dużym kredytem zaufania. Każdy z męskich bohaterów otrzymał w tym emocjonalnym spektaklu inną rolę, ale ich wspólnym celem zdaje się być podtrzymanie przyjacielskiej więzi między dwiema siostrami. Autorka odsuwa zatem duże pokłady namiętności w kąt i na pierwszy plan wysuwa istotę prawdziwej przyjaźni, zarówno siostrzanej, jak i tej, która może cechować relację damsko-męską. Giffin trzyma się też pewnej tradycji i świadomie zaprasza do powieści młode małżeństwo znane z historii „Sto dni po ślubie”. Czytelnik z niemałą chciwością obserwuje, jak potoczyły się dalsze losy poznanych wcześniej bohaterów. 

Emily Giffin konsekwentnie prowadzi odbiorcę przez szereg stworzonych historii i chociaż ich celowa przewidywalność może niektórym sprawić drobny zawód, to większość czytelników doceni emocjonalny wkład, jaki niewątpliwie serwuje amerykańska pisarka. „Pierwsza przychodzi miłość” to historia wielu przeżyć, nierzadko trudnych lub traumatycznych, ale finalnie dobrze dopracowanych i potwierdzających umiejętności pisarskie autorki. Jeżeli zatem szukacie powieści obyczajowej, odzianej w wątek dramatyczny i szczyptę prawdziwej przyjaźni, to w tej lekturze spokojnie odnajdziecie cel waszych poszukiwań. 

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję wydawnictwu Otwarte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.

PATRONAT MEDIALNY

Copyright © 2016 Mozaika Literacka , Blogger