„WIELORYB I KONIEC ŚWIATA” – JOHN IRONMONGER | Odczuwalnie nostalgiczna, surowa, refleksyjna…
To jedna z tych nieszablonowych i bez wątpienia wizjonerskich opowieści, które każą pochylić się nad zabieganym, często zbyt raptownym wizerunkiem dnia. John Ironmonger zabiera czytelnika w podróż niecodzienną, chwilami surową i w emocjach zmyślnie wyciszoną, w innych scenach przenikliwą, gorzką, może nawet przejmującą, z pewnością refleksyjną i mocno symboliczną. Wieloryb i koniec świata to historia skłaniająca do spowolnienia biegu własnego życiorysu, do spojrzenia w lustro zagubionej duszy, do dostrzeżenia innych, do docenienia tego, co w naturze najpiękniejsze.
Nie ma tu przestrzeni na szokujące zwroty akcji, choć wyrzucony na otulony morzem brzeg doszczętnie nagi człowiek, niezaprzeczalnie należy do spektakularnych zdarzeń. Bo przecież to mężczyzna obcy w miejscowych i wyraźnie zaskoczonych oczach, fizycznie ledwie żywy, dziwnie wystraszony, z wielorybim gestem pozostawiony na łasce mieszkańców małego kornwalijskiego miasteczka. Tutejsze powietrze zdaje się być nadto czyste, eteryczne, niedostosowane do znanego mu trybu dnia. Czas też płynie nieśpiesznie, w perspektywie gościa zbyt wolno i niezrozumiale, jakby próbował zastopować pędzący nachalnie styl wielkomiejskiej codzienności. To właśnie to osobliwe zderzenie z kojącą subtelnością życia, pozwala snuć zauważalnie refleksyjne myśli – zachęca do zamknięcia przepełnionego kalendarza, przypomina o istnieniu drugiego człowieka, przywołuje piękno otulającej świat przyrody, pozwala zdystansować się od przyjętego, często zbyt agresywnego rytmu pracy, zaznać potrzebnego odpoczynku, poszukać dla siebie odpowiednich zmian. Autor celowo koncentruje się na przemyśleniach naruszonej fabularnie jednostki, jednocześnie przedstawia wizję, naruszającą całą globalną gospodarkę. Kryzysowa sytuacja na światowych giełdach, niestabilność polityczna i zawzięcie rozprzestrzeniająca się śmiertelna grypa – tak rodzi się desperacja oraz walka z druzgocącą siłą epidemii, tak kształtuje się empatia oraz silna chęć zdefiniowania siebie. I tak, powieść napisana kilka lat przed wybuchem pandemii, zdumiewa znajomymi obrazami – to właśnie ten proroczy aspekt, zaskakuje z największą mocą.
Nieprzeciętna proza. Odczuwalnie nostalgiczna, surowa, refleksyjna, świadomie wyciszona w gestach, w słowach natomiast nieśpiesznie portretująca ulotny charakter narzuconego intensywną rutyną dnia. John Ironmonger zdumiewa wizjonerską myślą, przywołując nieznaną sobie w trakcie pisania rzeczywistość, w perspektywie czytelnika przypomina pandemiczne kadry oraz krachy na globalnych rynkach finansowych – tym samym, zachęca do przerwania tempa zbyt ofensywnej codzienności, do spojrzenia w oczy drugiego człowieka, do dostrzeżenia piękna w otaczającej nas naturze, wreszcie do zatrzymania się nad definicją własnej tożsamości. Tytułowy wieloryb okazuje się tu mocno symboliczny, metaforycznie niesie bowiem brzemię pogrążonego w chaosie świata.
_____
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Relacja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.