„COŚ POŻYCZONEGO” – EMILY GIFFIN | TYDZIEŃ Z EMILY GIFFIN – DZIEŃ 1
Niespełna trzydziestoletnia Rachel świetnie spełnia się w roli prawniczki, lecz nie może pochwalić się szczęściem w życiu osobistym. Szczegółowa analiza podejmowanych decyzji uświadamia kobietę, że jej życie prywatne to pasmo niepowodzeń, często uzależnione od toksycznej, choć wiernej, przyjaźni z przebojową Darcy. Życie przyjaciółki zdaje się być lżejsze niż piórko, wszystko przychodzi jej z największą łatwością, od kreatywnej pracy zaczynając, a na mężczyźnie marzeń kończąc. Dex jest bowiem idealnym kandydatem na drugą połówkę. Okoliczności zmieniają się podczas przyjęcia urodzinowego Rachel, kilka drinków wystarcza do znalezienia się w łóżku z narzeczonym Darcy. Jedna noc uwalnia prawdziwe uczucia Rachel i każe jej walczyć o to, co od dawna siedziało głęboko w sercu, o miłość do Deksa. Na drodze staje im jednak zbliżający się ślub i wizja utraty najbliższej przyjaciółki…
Emily Giffin wchodzi w fabułę wyjątkowo wymownym wstępem, którego klimat utrzymuje się dłużej i szybko wciąga czytelnika w wir powieści. Kontemplacyjne rozważania głównej bohaterki zachęcają do odegrania jej roli w emocjonalnym spektaklu uczuć. Odbiorca jednak stroni od zajęcia miejsca Rachel i woli dyskretnie przyglądać się jej dalszym poczynaniom. Autorka skupia się na opisie prawdziwej miłości, tak zgubnej i fatalnej w skutkach, ale jednocześnie nie zapomina o relacji przyjacielskiej, jaka od lat łączy Rachel i Darcy. Już pierwsze strony przekonują czytelnika o pasożytniczym charakterze tej znajomości. Nie ma tu bowiem naturalnej korelacji, która powinna nadać sens istnienia przyjaźni. Giffin narusza przestrzeń wielu wartości i każdą stara się uzasadnić. Miłość i przyjaźń przeplatają się ze zdradą i brakiem zaufania, a kropkę nad „i” stawiają liczne tajemnice. Wszelkie niejasności zostają jednak wyjaśnione, a ich ostateczny bilans zaskakuje czytelnika.
Harmonię burzy ewidentny brak równości między przyjaciółkami. Darcy bezsprzecznie jest szczęściarą, a łaskawy los poleruje jej drogę na każdym kroku. Jej życie usłane jest różami i każe chwalić się miejscem na środku sceny. Szczupła sylwetka, interesująca praca i najlepszy mężczyzna to tylko część jej wizerunku, a daleko idąca próżność nakazuje innym podziwiać jej życiowe zdobycze. Skromność Rachel spycha ją w cień zuchwałej przyjaciółki i nie pozwala otworzyć się przed światem. Kobieta mocno skrywa własne pragnienia i nieświadomie obniża rangę ich ważności. Priorytetem jest zawsze szczęście Darcy. Główna bohaterka dojrzewa jednak i powoli zmienia się na oczach czytelnika. Chociaż podejmowane przez nią decyzje zdają się być nadzwyczaj trudne, to odbiorca stale kibicuje jej w opuszczeniu przyjacielskiej niewoli i świadomie akceptuje związek na boku.
Nie da się ukryć, że fabuła powieści pozbawiona jest pewnej świeżości. Typowy trójkąt miłosny, w którym finalnie wygrać może jedna wybranka, nie jest bowiem nowinką w świecie literatury kobiecej. Pierwszoosobowa narracja i końcowy element zaskoczenia dodają jednak fabule pewnego uroku, który wzmacnia ogólny przekaz. Martwić może natomiast mało dojrzałe zachowanie głównej bohaterki, związane z częstymi rozważaniami i zmianami decyzji. Takie wahania nie są łatwo przyswajalne, ale czy to nie one stanowią pewien syndrom kobiecości? Czytelnicze oko dostrzeże też zbędne spolszczenia (np. Familiada lub APAP), które w oryginale prawdopodobnie brzmią zgoła inaczej. Nie mają one jednak wpływu na samą historię, a ta niepozbawiona jest swoistego wdzięku.
„Coś pożyczonego” to przede wszystkim powieść dedykowana kobietom. Romantyczne dusze mogą liczyć na pewną liryczność i uczuciowość, jaka niewątpliwie rozchodzi się po całej historii. Jeżeli zatem nie mieliście okazji poznać sercowych rozterek bogatych Nowojorczyków, warto to szybko nadrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.