"TEN JEDYNY" - EMILY GIFFIN | TYDZIEŃ Z EMILY GIFFIN - DZIEŃ 7

Historia niejednokrotnie dowiodła, że prawdziwa miłość nie jest oznaczona drogowskazem. Ludzkie serce nie kieruje się bowiem oznaczonymi szlakami, a drogę do drugiej połówki najczęściej kreuje niewytłumaczalna siła przyciągania. Silne uczucie potrafi zaskoczyć i nie zawsze wiąże się z aprobatą otoczenia. Czy więź z ojcem najbliższej przyjaciółki może skutkować rozłamem długoletniej przyjaźni? Właśnie tak trudne oblicze miłości przedstawia czytelnikom Emily Giffin w powieści „Ten jedyny”.

Shea Rigsby nie należy to typowych kobiet. Zamiast rozmawiać o kosmetykach i ubraniach, wybiera męskie dyskusje o futbolu amerykańskim. Fascynacja ukochaną drużyną Walker Broncos wypełnia jej codzienne życie, a długotrwały związek z Millerem, pozornie zdaje się być szczęśliwy. Uzupełnieniem szarości dnia jest dla niej przyjaźń z Lucy, która po śmierci mamy wymaga dużych pokładów wsparcia. Wdowiec po zmarłej Connie, Clive Carr, jest legendarnym trenerem lokalnej drużyny, ale Shea niewątpliwie widzi w nim męski autorytet. Przyjacielskie rozmowy z rodziną Carrów sprawiają, że kobieta zaczyna zmieniać dotychczasowe życie. W krótkim czasie rozstaje się z chłopakiem, podejmuje też decyzję o zmianie pracy. Gdy na jej drodze staje dawny znajomy Ryan James, będący obecnie gwiazdą futbolu, Shea szybko łapie haczyk i próbuje odnaleźć się w nowej roli. Wszystko układa się jak po maśle, ale serce kobiety bezsprzecznie prowadzi ją w stronę ojca przyjaciółki. Czy Trener Carr może okazać się tym jedynym?

Emily Giffin nie próżnuje i swoim miłośnikom podstawia kolejny temat do szerokiej debaty. Dojrzały mężczyzna, który niedawno został wdowcem, nie powinien stanowić obiektu westchnień. Miłość jednak od lat płata figle i właśnie takim kaprysem losu autorka żywi czytelników powieści „Ten jedyny”. Pierwszoosobowa narracja sprawia, że każda myśl bohaterki staje się także pokarmem dla rozważań odbiorcy. Amerykańska pisarka po raz kolejny udowadnia, że potrafi precyzyjnie wkraść się w psychikę kobiecej sylwetki i ukazać autentyczny trud decyzji, przed jakimi niewątpliwie stoi Shea. Duża różnica wieku nie jest jedyną przeszkodą na drodze kwitnącego uczucia. Trener bowiem dopiero pochował ukochaną żonę, a jego córka jest przecież najbliższą przyjaciółką głównej bohaterki. Oliwy do ognia dolewa też nowa praca, w której Shea powinna zachować maksymalny poziom obiektywizmu wobec swojej drużyny. Przeciwności losu piętrzą się, a to jedynie podkreśla niepewność w zachowaniu bohaterki. 

Trud zawiłej sytuacji miłosnej nie jest jedynym, o jaki pokusiła się tym razem Emily Giffin. Nie brakuje tu również emocji związanych z okrutną chorobą i powrotem do normalności po utracie bliskiej osoby. Autorka bezceremonialnie zapycha jednak dziurę po zmarłej Connie główną bohaterką, czym jedynie pogłębia wodę, na jaką niewątpliwie ją rzuca. Każda postać ma swoją historię i własne problemy. Poza wątkami głównymi pisarka zahacza także o takie tematy, jak: przemoc domowa, zdrada i rozwód, poronienie, a także walka o piękną przyjaźń. Powieść z pewnością jest bardzo emocjonalna i czytelnik automatycznie chce wspierać każdą decyzję, która w jego oczach ma szansę na pozytywny finał. 

Bez dwóch zdań największe wątpliwości otaczają główną bohaterkę. Shea od początku znajduje się w epicentrum wszelkich społecznych kłopotów. Przemyślenia kobiety są jednak nad wyraz logiczne i argumentowane przez bohaterkę tak, aby odbiorca chciał iść za nią w ogień. Początkowo męska postawa kobiety mozolnie zmienia się w bardziej subtelną i dostrzegającą piękno własnych wdzięków. Fascynacja miejscową drużyną Walker Broncos zdaje się być fanatyczna, ale finalnie podkreśla niezwykłe zaangażowanie i miłość do sportu, który stanowi przecież całe jej życie. Chłopczyca powoli przeradza się w dojrzałą kobietę, a czytelnik jedynie podziwia jej odwagę i stanowczość w niektórych sytuacjach. Trener Carr, którego rola w powieści jest znacząca, angażuje się w niespodziewane uczucie, które i jemu przysparza wielu problemów. Autorka próbuje opisać trud jego sytuacji, ale to kobiece kreacje w jej wykonaniu zasługują na największą pochwałę. 

Zgodnie z tradycją autorki czytelnik otrzymuje drobny prezent w postaci ciekawostki o dalszych losach bohaterów znanych z innej powieści. Miłośnik twórczości Emily Giffin dostrzeże bowiem wzmiankę o małym chłopcu Charlie’m, którego można poznać w książce „Siedem lat później”. Jednym zdaniem amerykańska pisarka zdradza jednak bardzo dużo i jeżeli ktoś czyta książki niechronologicznie, może nieświadomie poznać finał tamtej historii wraz z gratisem, który stanowi ciekawostkę o dalszym życiu bohaterów.

Nie ma wątpliwości, że proza Emily Giffin charakteryzuje się dużą dawką przewidywalności, co dla wielu czytelników będzie oznaczało pewną monotonność i brak zachwytu. Jest to natomiast powieść z dobrym gruntem społecznym, wyjątkowo wrażliwymi bohaterkami kobiecymi i przede wszystkim, z dużym przekazem emocjonalnych wartości. W tej lekturze nie szuka się punktów zwrotnych, a jedynie potwierdzenia, że warto iść za głosem własnego serca i nie odpuszczać nawet wtedy, gdy to serce bardzo boli. Książkę „Ten jedyny” szczerze polecam.

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Otwartemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.

PATRONAT MEDIALNY

Copyright © 2016 Mozaika Literacka , Blogger