„WYTRWAŁOŚĆ DZIKICH KWIATÓW” – MICALEA SMELTZER | Miłość niesiona pokłosiem brutalnych doświadczeń…

Niby miłość nie zna granic, a jednak regularnie posądzona jest o ich metryczne przekraczanie. Nieuchronnie podlega wręcz dyskryminacji, gdy staje się eksponatem znaczącej różnicy wieku – tak niewiele w obliczu szczerych uczuć, tak wiele w oczach zawistnie patrzącego świata. Wytrwałość dzikich kwiatów to nadzwyczaj sensualny przykład takiej relacji – opowieść niesiona goryczą bolesnych doświadczeń, a jednak zanurzona w delikatnej słodyczy bieżących zdarzeń. Tym nieco enigmatycznym tytułem Micalea Smeltzer otwiera dylogię pełną różnorodnych emocji.

Czytelnik wchodzi w ten świat z wykrzywioną świadomością – przekonany jest bowiem o mocno żarliwym i zniewalającym, wręcz czysto erotycznym wydźwięku powieści. W tym nieco kusicielskim wrażeniu mimowolnie klaruje się największe zaskoczenie – historia tej namiętności okazuje się bowiem konstrukcją zbudowaną na fundamencie niewyobrażanych doświadczeń, na obrazie boleśnie wrzynającej się traumy, która nawet doszczętnie skończona, nie pozwala o sobie zapomnieć. Pozostawia jedynie nawracający smutek, notoryczny niepokój i poczucie panoszącej się w przeżyciach niesprawiedliwości, przywołuje także przeszywające niechcianym realizmem koszmary… Tu udręka wizualizuje się z czasem, szukając odpowiedniej sceny i czekając na właściwego powiernika. Tego jedynego, który wraz ze swoją naturalną chęcią wsparcia, okazuje się przełamaniem potrzebnym dla zauważalnie dramatycznego tła. I nieoczekiwanie staje się kimś więcej – zmysłowym obiektem pożądania, przystojnym i pociągającym, choć przecież trzynaście lat starszym i dzierżącym rodzicielską dojrzałość na karku. Różnica wieku w moim odczuciu nie jest kolosalna, a jednak dostrzegalnie dywersyfikuje bohaterów, ukazana zostaje niczym autentyczna pokoleniowa przepaść – tak trudna do zaakceptowania nawet przez główne kreacje. I tym samym okazuje się fabularnie finezyjnym wyzwaniem, zakotwiczonym zuchwale w chmurze coraz bardziej pobudzających epizodów. I w deszczu spraw poruszających najczulsze struny. Brutalnie zagnieżdżona choroba nowotworowa, śmierć, przemoc domowa, krzywda wyrządzana dzieciom – odbiorca przedziera się tu przez bezmiar przygnębiająco drastycznych chwil, szczęśliwie fabularnie wyważonych, co i rusz łapie się na bezradnym ronieniu łzy, szuka też ukojenia w euforycznych wrażeniach, jakich niewątpliwie dostarczają sceniczne intymności…

Dzikie kwiaty zniewalają olśniewającym pięknem – niejednokrotnie dojrzewają w bólu, niczym miłość niesiona pokłosiem brutalnych doświadczeń. W swej nieokiełznanej chęci życia stają się wręcz zaskakująco żarliwe, z pewnością wytrwałe i niezależne. Micalea Smeltzer portretuje charakter nadzwyczaj wymownego uczucia – ogłuszającego goryczą traumatycznych scen, naznaczonego śmiercią, chorobą i przemocą wyrządzaną niewinności, zanurzonego esencjonalnie w ekspresyjnej słodyczy motywu grumpy/sunshine. Do tego spektaklu zaaranżowane zostają najbardziej sensoryczne doznania – rozdzierający smutek, autentyczne wzruszenie, czarujący uśmiech, także sceniczne pożądanie i jawnie wyeksponowana rozkosz.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Niegrzeczne

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.

PATRONAT MEDIALNY

Copyright © 2016 Mozaika Literacka , Blogger