„WŁADCA SOLI I KOŚCI” – KERI LAKE | Zagnieżdżona w bliznach wstrząsającej przeszłości.

Niełatwo napełnić grozą miejsce stworzone głosem wyobraźni. Trzeba przecież stworzyć przestrzeń odczuwalnie mroczną i enigmatyczną – z pewnością nieprzeciętną dla oka, zapisaną nie tyle w posępności nieklarownej nocy, co raczej w ciemnej otchłani ludzkiego charakteru. Keri Lake przedziera się słowami właśnie przez mury takiej rezydencji – nasyconej sekretną przeszłością, bólem i przeszywającą niepewnością zdarzeń. Władca soli i kości to romans nieobliczalny – w każdej stronie niebezpieczny i zatrważający, jednocześnie wyrafinowany i absorbujący.

Wystarczy przekroczyć próg tej zabytkowej posiadłości, aby poczuć zaduch panoszącego się strachu. Osadzona w małej rybackiej miejscowości, nasączona tragedią, smutkiem i ponurą sławą, wypełniona gotycką duszą, mroczna i niepokojąca. Obciążona klątwą poszczególnych mieszkańców. W oczach czytelnika sportretowana zaskakująco wiarygodnie. Bo przecież tu nieustannie wyczuwa się woń ludzkiego przerażenia – alarmującą, gorzką i przytłaczającą. To właśnie tam zanurzona zostaje historia dwojga poharatanych życiem bohaterów. Lucian Blackthorn przeraża pewną niedostępnością – zdaje się wyobcowany, samotny i jakby niedopowiedziany, choć jego przejmująca narracja, pozwala detalicznie wgryźć się nie tylko w bieżące wydarzenia, ale też w głąb paskudnej przeszłości. To mężczyzna budzący postrach, oskarżany jawnie o zamordowanie syna, wrażeniowo bezwzględny i mocno ofensywny, nieprzypadkowo nazywany Diabłem z Bonesalt. Naznaczony bliznami. To niespodziewana znajomość z nową opiekunką cierpiącej na demencję matki, zakorzenia w nim potrzebę otwarcia się na własne traumy – ten człowiek trzyma w sobie tajemnice napawające trwogą, z czasem odkrywa je dosłownie jedna po drugiej, przywołując sceny rozdzierającego bólu i tym samym wzniecając autentyczny popłoch. W gąszczu zaczepionych retrospekcji ewidentnie nie ma miejsca na delikatność – tu cierpienie zdaje się przybierać upiorne definicje. Kreacja Isadory Quinn zdaje się być równie poraniona – upokarzana i sponiewierana, dostrzegalnie złakniona normalności, w kontakcie charakterna i przyjemnie wyszczekana. Ma niesamowity dar – nie znając nut, potrafi odtworzyć muzykę jedynie na podstawie własnego słuchu. Ta relacja szybko staje się czymś więcej niż mroczną namiętnością – okazuje się więzią obezwładniającą, w przybliżonych scenach bliskości uzależniającą, intensywną i bardzo obrazową.

Fascynująca, wyrafinowana i nieobliczalna – sercem pogrążona w zawiesistym amoku dzikich żądz, fabułą natomiast zagnieżdżona w bliznach traumatycznej przeszłości. Tu pożądanie miesza się z fetorem jawnego przerażenia, zniewalając wyobraźnię i elektryzując zaangażowane zmysły czytelnika. Keri Lake umyślnie wdziera się w przestrzeń rozdzierającej samotności, otwiera dawne rany i rozbudza tajemnice, przywołuje też sceny niewyobrażalnego bólu – buduje tym samym powieść nieokiełznaną i wstrząsającą zarazem. Przeznaczoną jedynie dla dorosłego oka. Władca soli i kości to historia bezwzględnie mroczna i skondensowana, aurą osadzona złowieszczo w niepokojących korytarzach starej gotyckiej posiadłości.
_____ 
Współpraca reklamowa z Wydawnictwem Niegrzeczne Książki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twoją opinię :) Każdy komentarz jest dla mnie wartościowy i pozwala mi się stale rozwijać. Pozdrawiam i zapraszam jak najczęściej.

PATRONAT MEDIALNY

Copyright © 2016 Mozaika Literacka , Blogger